niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 14

            Rosalia z wyciągniętymi nogami siedziała na marmurowym parapecie w swoim pokoju i obserwowała widok za oknem. Palcami przejeżdżała po zasłonce z uśmiechem na ustach. Ubrane miała krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach, więc czuła przyjemne ciepło na swojej skórze. Słońce świeciło, wiatr wlatywał przez uchylone okno, a chlupot wody w fontannie był idealnie słyszalny.
Jedyne o czym była wstanie myśleć to wszystkie chwile, które spędziła z Calumem. Przewijały się przez jej umysł jak taśma filmu; każdy moment odtwarzała na nowo – każdy uśmiech, każde złe słowo, każdy nieświadomy dotyk. Nie mogła wymazać z pamięci nocy, kiedy utknęli w samochodzie i musieli w nim nocować. Nie liczyło się dla niej to, że Norman omal nie dostał zawału, jej rodzice o mały włos dowiedzieliby się o tym, że wychodzi ona z niewłaściwym chłopakiem i robi różne zakazane dla niej rzeczy czy to, że Oliver by się wściekł. Dla niej liczyło się tylko wspomnienie dotyku bruneta i bijącego od niego przyjemnego ciepła. Teraz za każdym razem zasypiała w swoim łóżku przypominając sobie te beztroskie chwile. Nie mogła powiedzieć, że nic nie czuła do Caluma –czuła. I z jednej strony przerażała ją ta myśl, a z drugiej fascynowała. Często przyłapywała się na myśleniu o tym, jakby wyglądał jej związek z brunetem. Czy byłby on w stosunku do niej czuły, czy raczej trzymałby ją na dystans. Czy przytulałby ją i czułaby się bezpiecznie w jego ramionach, czy raczej byłby takim chłopakiem jakim jest Oliver. Może właśnie tak wyglądała miłość? W taki sposób, jak wygląda jej związek z Oliverem? Może te wszystkie drobne gesty, uczucia o których wiele ostatnimi czasy czytała były wyssane z palce?
Życzyła sobie, żeby się kiedyś tego dowiedzieć.
Problem w tym, że Rosalia nigdy nie mogłaby być z Calumem. I nie chodziło już o Olivera czy jej rodziców. Chodziło o sam fakt, że taka dziewczyna jak ona nigdy nie mogłaby być z takim chłopakiem jak Calum. Ona była niedoświadczona, mało atrakcyjna i nie była rozrywkowa. A brunet był jej całkowitym przeciwieństwem.
-Rosalio dzisiaj mam- Co ty masz na sobie? – Rose słysząc głos Olivera omal nie spadła ze swojego miejsca. Pospiesznie stanęła równo na nogach i obciągnęła swoje krótkie spodenki chcąc zakryć większą część swoich ud.
-Ubrania – zaśmiała się nerwowo.
-Od kiedy ty chodzisz w takich rzeczach? –zapytał podchodząc do niej. –I kto cię to tego nakłonił?
-Nikt! Po prostu… Zmieniłam styl – powiedziała bawiąc się swoimi palcami. Oliver tylko pokręcił głową.
-Jesteś zbyt roznegliżowana. Nakazuje ci się ubrać.
Rosalia zmarszczyła brwi w niezrozumieniu i spuściła głowę. Po chwili jednak uniosła ją dumnie.
-Mam dziewiętnaście lat, nie dziewięćdziesiąt – zezłoszczona zacytowała słowa Caluma sprzed ostatnich kilku dni. –Mogę się tak ubierać, jestem nastolatką.
Oliver zdziwiony odwrócił się w jej stronę i zaśmiał się cicho.
-Kochanie, żeby się tak ubierać to trzeba mieć do tego odpowiednią figurę –powiedział, a dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Jej wzrok posmutniał, a w oczach zebrały się łzy. –Mam dzisiaj wolny dzień, więc przebierz się w coś w czym nie przyniesiesz mi wstydu i zabieram cię na lekcje jazdy konnej.
Po tych słowach Oliver opuścił pomieszczenie, a Rose usiadła na łóżku chcąc się trochę uspokoić. Opuściła głowę, a palcami przetarła załzawione oczy. Zastanawiała się, dlaczego wszyscy wokół wciąż ją krytykują i sprawiają, że ze wspaniałego humoru jaki ma potrafią zamienić go w katastrofę.
*
-Naprawdę jest mi przykro Rosalio, że mój koń spłoszył twojego, lecz naprawdę to ty ponosisz większą winę – stwierdził Oliver przypatrując się opatrywanej przez pielęgniarkę ranie dziewczyny. Rosalia zaciskała mocniej powieki za każdym razem, kiedy kobieta dociskała opatrunek do jej zewnętrznej strony dłoni.
-Dobrze, masz rację. To moja wina –powiedziała cicho chcąc zakończyć ten temat i pozbyć się twarzy jej chłopaka z oczu.
-Dobrze, więc muszę iść teraz do mojego gabinetu. Spotkamy się wieczorem? Możemy spędzić dzisiaj trochę czasu razem.
-Dobrze - szepnęła i podniosła się z miejsca.
-A i jeszcze jedno! Mam kilka dni wolnego, więc na pewno spędzimy je razem –powiedział i  opuścił hol. Rosalia zacisnęła tylko mocniej usta i spuściła wzrok na zabandażowaną dłoń. Była zdruzgotana ponieważ Oliver nawet nie przejął się tym, że Rose spadła z konia i w dodatku sam do tego doprowadził. Nie myślała, jednak zbyt długo o tym, bo jej myśli zajęło coś innego. Mianowicie spotkanie z Calumem, które miało odbyć się za godzinę w kawiarni na mieście.
-Normanie, zawieziesz mnie do miasta? –zapytała ocierając z policzka łze. Norman skinął zgadzając się na jej pomysł, jednak po chwili odezwał się.
-Jeżeli panicz Oliver się dowie…
-To jest już moja sprawa –odparła chłodno i skierowała się po schodach do swojego pokoju w celu przebrania się.
            Po kilkunastu minutach Rose siedziała w limuzynie i wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Niespokojnie pocierała materiał swoich czarnych rurek, ponieważ naprawdę doskwierał jej gorąc. Na bluzkę na ramiączkach zarzucony miała kremowy sweterek, a na szyi przewiązaną gustowną apaszkę.
-Jesteśmy na miejscu –odezwał się Norman, na co Rosalia wymusiła słaby uśmiech i z trudem wysiadła z pojazdu. Ból przeszywał jej ciało, ponieważ naprawdę poturbowała się podczas jazdy konnej. Syknęła cicho, kiedy stanęła na równe nogi. Poprawiła swojego warkocza i przekroczyła próg kawiarni. Rozejrzała się wokół i zobaczyła siedzącego w jednym z bardziej oddalonych od wejścia stolików Caluma. Kiedy ich spojrzenie spotkało się brunet wstał z miejsca i uśmiechnął się do niej. Poczekał aż Rose podejdzie do stolika i zajmie miejsce naprzeciwko niego, po czym sam usiadł.
-Sama kultura – zaśmiała się cicho, jednak po chwili zaprzestała tej czynności, kiedy poczuła delikatny ból w żebrach.
-Staram się jak mogę. Ja uczę ciebie, ty uczysz mnie. Tak to działa – stwierdził Calum i po chwili zawołał kelnera. -Na co masz ochotę? – zapytał.
-Na wodę –uśmiechnęła się lekko, na co Calum zmarszczył brwi, ale nie skomentował tego. Sam zamówił trzy smakowe lody z bitą śmietaną, orzechami i polewą karmelową.
-Co u ciebie słychać? –zapytał chłopak odchrząkując i poprawił się na swoim miejscu.
-Nic się nie zmieniło w ciągu ostatnich kilku dni – stwierdziła niespokojnie dziewczyna.
-Ja właśnie widzę, że się zmieniło –zauważył. Oparł łokcie na stole i pochylił się nieco w jej stronę. –Czemu jesteś tak grubo ubrana? Na dworze jest totalny upał.
Rosalia uśmiechnęła się nerwowo i poprawiła swój sweterek po czym westchnęła cicho. Nie chciała mówić Calumowi, dlaczego zdecydowała się na taki ubiór. Zapewne przyznał by rację Oliverowi co do jej wyglądu, dlatego wolała zachować te uwagę dla siebie.
-Po prostu chyba źle się czuję. Może mam gorączkę, bo mi cały czas zimno –wymyśliła na poczekaniu. Calum zmrużył lekko oczy i przyglądał jej się w skupieniu. –Do tego boli mnie gardło, chyba mam anginę.
Chłopak skinął tylko głową i nie spuszczał z niej wzroku. Jego spojrzenie wyrażało czystą troskę i zmartwienie. Zastanawiał się czy nie usiąść obok dziewczyny i nie objąć jej, żeby choć trochę się ogrzała, jednak tak szybko jak ten pomysł się pojawił, tak szybko został zapomniany.
-Oto zamówienie – usłyszeli głos kelnera i oboje speszeni spojrzeli na niego. Uśmiechnęli się niezręcznie i odebrali Rose swoją wodę, a Calum lody.
-Więc… Nie będziemy mogli się widywać przez jakiś czas – powiedziała cicho Rose. Calum uniósł na nią spojrzenie oblizując swoją łyżeczkę.
-Dlaczego?
-Oliver ma wolne i po prostu… Powiedział dzisiaj, że spędzimy trochę czasu razem –odparła nawet nie starając ukryć się smutku w głosie.
-Okej. Trudno – uśmiechnął się brunet, a Rosalia tylko spuściła wzrok. Miała cichą nadzieję, że Calumowi będzie z tego powodu tak samo przykro jak jej. Niestety myliła się. –Zaraz wracam –rzekł i wstał ze swojego miejsca. Dziewczyna westchnęła cicho i ze zniecierpliwieniem czekała aż Calum wróci na miejsce. Podwinęła nieco rękawy swetra i obluzowała apaszkę ponieważ w rzeczywistości było jej strasznie gorąco. Oczywiście nie umknęło to uwadze Caluma, który z daleka widział dziwne zachowanie dziewczyny.
-Rose, czy ty się dobrze czujesz? Może powinnaś leżeć teraz w łóżku… -powiedział brunet podchodząc do stolika z pucharkiem lodów. Usiadł naprzeciwko Rosali i zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Postawił słodkości po stronie dziewczyny i czekał na jej odpowiedź.
-Wszystko jest w porządku. Po co te lody? –zapytała.
-Słyszałem, że na anginę są one najlepsze –stwierdził Calum ponownie zajadając się lodami. –Ale ty raczej nie masz anginy.
Rosalia spuściła tylko spojrzenie i westchnęła cicho. Celowo nie zamawiała niczego, żeby nie przybrać ponownie na wadzę, a brunet i tak dokonał wyboru za nią.
-To ma dziesięć milionów kalorii –powiedziała cicho.
-Wiedziałem, że to o to chodzi. – westchnął zezłoszczony brunet. Przeczesał swoje włosy palcami i ponownie spojrzał na speszoną brunetkę. – Zdejmij ten sweter i szalik.
Dziewczyna zacisnęła mocniej swoje usta i zrobiła to, o co prosił, właściwie rozkazał jej chłopak. Zezłoszczona odrzuciła zdjęte ubrania obok i skrzyżowała ręce na piersi.
-Teraz możesz jeść. Spokojnie, nie ma czekoladowych –odparł cicho.
-Dziękuję – powiedziała i sięgnęła po łyżeczkę, a drugą dłoń ułożyła na stoliku. Poczuła dziwne uczucie w żołądku przez fakt, że Calum pamiętał o tym, że nie lubi czekoladowych lodów. Po chwili spojrzenie Caluma powędrowało na jej dłoń.
-Co ci się stało? – zapytał zainteresowany.
-Miałam mały wypadek –odparła cicho. –Nic ważnego.
Calum przyglądał jej się ze skupieniem po czym ujął jej ranną dłoń w swoją. Kciukiem przejechał po opatrunku.
-Bardzo boli? –zapytał z wyczuwalnym zmartwieniem w głosie. Rosalia zdziwiona spojrzała na niego.
-Trochę tak. Do wesela się zagoi –zaśmiała się. Calum uśmiechnął się delikatnie i uniósł jej dłoń, po czym złożył delikatny pocałunek na jej wierzchu.
-Moja mama zawsze tak robiła, żeby ukoić ból –stwierdził nieco speszony. Rose od razu uśmiechnęła się na ten gest, a jej serce zabiło mocniej i szybciej.
-Pomogło – odpowiedziała po czym szczerze uśmiechnęła się do niego. Przez kilka sekund wpatrywali się w swoje oczy, żeby po chwili spuścić wzrok na swoje desery. Calum jednak nie wypuścił z uścisku dłoni Rose.
-Wiesz, że wyglądasz bardzo ładnie? –zapytał cicho, ze skupieniem wpatrując się w pucharek lodów. Jego głos nieco drżał, a kciuk wolnej dłoni nieustannie przesuwał po opatrunku znajdującym się na dłoni Rose. Nie wiedział czemu to robił, jednak czuł taką potrzebę. Tak samo wielką, jak powiedzenie jej, że wygląda naprawdę dobrze. Był niemal pewny, że coś się stało dlatego Rosalia była tak niepewna swojego wyglądu tego dnia. –Rose, słyszysz mnie?
Dziewczyna skinęła tylko głową, ale nie uniosła na niego swojego spojrzenia. Calum zirytowany uderzył dłonią o stolik, na co ona skierowała na niego wzrok.
-Do cholery Rose. Masz być pewna swojego wyglądu i ciała, rozumiesz? Wyglądasz dzisiaj obłędnie, tak jak zresztą w ciągu ostatnich kilku tygodni od kiedy zmieniłaś swój styl –warknął zirytowany. Ścisnął mocniej jej dłoń, na co ona uśmiechnęła się nieśmiało i skinęła głową, jednak słowami zaprzeczała swoim gestom.
-Nie musisz się tak starać Calum. To miłe, ale naprawdę odpuść sobie.

-Nie odpuszczę –powiedział poważnie. W podświadomości dopisał do swojej listy kolejny punkt, mianowicie sprawić, żeby dziewczyna uwierzyła w to, jak piękna jest.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
#GetWellSoonMichael
#WeLoveYouMichael 
:""( 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz