Rosalia z wyciągniętymi nogami
siedziała na marmurowym parapecie w swoim pokoju i obserwowała widok za oknem.
Palcami przejeżdżała po zasłonce z uśmiechem na ustach. Ubrane miała krótkie
spodenki i bluzkę na ramiączkach, więc czuła przyjemne ciepło na swojej skórze.
Słońce świeciło, wiatr wlatywał przez uchylone okno, a chlupot wody w fontannie
był idealnie słyszalny.
Jedyne
o czym była wstanie myśleć to wszystkie chwile, które spędziła z Calumem.
Przewijały się przez jej umysł jak taśma filmu; każdy moment odtwarzała na nowo
– każdy uśmiech, każde złe słowo, każdy nieświadomy dotyk. Nie mogła wymazać z
pamięci nocy, kiedy utknęli w samochodzie i musieli w nim nocować. Nie liczyło
się dla niej to, że Norman omal nie dostał zawału, jej rodzice o mały włos
dowiedzieliby się o tym, że wychodzi ona z niewłaściwym chłopakiem i robi różne
zakazane dla niej rzeczy czy to, że Oliver by się wściekł. Dla niej liczyło się
tylko wspomnienie dotyku bruneta i bijącego od niego przyjemnego ciepła. Teraz
za każdym razem zasypiała w swoim łóżku przypominając sobie te beztroskie
chwile. Nie mogła powiedzieć, że nic nie czuła do Caluma –czuła. I z jednej
strony przerażała ją ta myśl, a z drugiej fascynowała. Często przyłapywała się
na myśleniu o tym, jakby wyglądał jej związek z brunetem. Czy byłby on w
stosunku do niej czuły, czy raczej trzymałby ją na dystans. Czy przytulałby ją
i czułaby się bezpiecznie w jego ramionach, czy raczej byłby takim chłopakiem
jakim jest Oliver. Może właśnie tak wyglądała miłość? W taki sposób, jak
wygląda jej związek z Oliverem? Może te wszystkie drobne gesty, uczucia o
których wiele ostatnimi czasy czytała były wyssane z palce?
Życzyła
sobie, żeby się kiedyś tego dowiedzieć.
Problem
w tym, że Rosalia nigdy nie mogłaby być z Calumem. I nie chodziło już o Olivera
czy jej rodziców. Chodziło o sam fakt, że taka dziewczyna jak ona nigdy nie
mogłaby być z takim chłopakiem jak Calum. Ona była niedoświadczona, mało
atrakcyjna i nie była rozrywkowa. A brunet był jej całkowitym przeciwieństwem.
-Rosalio
dzisiaj mam- Co ty masz na sobie? – Rose słysząc głos Olivera omal nie spadła
ze swojego miejsca. Pospiesznie stanęła równo na nogach i obciągnęła swoje
krótkie spodenki chcąc zakryć większą część swoich ud.
-Ubrania
– zaśmiała się nerwowo.
-Od
kiedy ty chodzisz w takich rzeczach? –zapytał podchodząc do niej. –I kto cię to
tego nakłonił?
-Nikt!
Po prostu… Zmieniłam styl – powiedziała bawiąc się swoimi palcami. Oliver tylko
pokręcił głową.
-Jesteś
zbyt roznegliżowana. Nakazuje ci się ubrać.
Rosalia
zmarszczyła brwi w niezrozumieniu i spuściła głowę. Po chwili jednak uniosła ją
dumnie.
-Mam
dziewiętnaście lat, nie dziewięćdziesiąt – zezłoszczona zacytowała słowa Caluma
sprzed ostatnich kilku dni. –Mogę się tak ubierać, jestem nastolatką.
Oliver
zdziwiony odwrócił się w jej stronę i zaśmiał się cicho.
-Kochanie,
żeby się tak ubierać to trzeba mieć do tego odpowiednią figurę –powiedział, a
dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Jej wzrok posmutniał, a w oczach zebrały się
łzy. –Mam dzisiaj wolny dzień, więc przebierz się w coś w czym nie przyniesiesz
mi wstydu i zabieram cię na lekcje jazdy konnej.
Po
tych słowach Oliver opuścił pomieszczenie, a Rose usiadła na łóżku chcąc się
trochę uspokoić. Opuściła głowę, a palcami przetarła załzawione oczy.
Zastanawiała się, dlaczego wszyscy wokół wciąż ją krytykują i sprawiają, że ze
wspaniałego humoru jaki ma potrafią zamienić go w katastrofę.
*
-Naprawdę
jest mi przykro Rosalio, że mój koń spłoszył twojego, lecz naprawdę to ty ponosisz
większą winę – stwierdził Oliver przypatrując się opatrywanej przez
pielęgniarkę ranie dziewczyny. Rosalia zaciskała mocniej powieki za każdym
razem, kiedy kobieta dociskała opatrunek do jej zewnętrznej strony dłoni.
-Dobrze,
masz rację. To moja wina –powiedziała cicho chcąc zakończyć ten temat i pozbyć
się twarzy jej chłopaka z oczu.
-Dobrze,
więc muszę iść teraz do mojego gabinetu. Spotkamy się wieczorem? Możemy spędzić
dzisiaj trochę czasu razem.
-Dobrze
- szepnęła i podniosła się z miejsca.
-A
i jeszcze jedno! Mam kilka dni wolnego, więc na pewno spędzimy je razem
–powiedział i opuścił hol. Rosalia
zacisnęła tylko mocniej usta i spuściła wzrok na zabandażowaną dłoń. Była
zdruzgotana ponieważ Oliver nawet nie przejął się tym, że Rose spadła z konia i
w dodatku sam do tego doprowadził. Nie myślała, jednak zbyt długo o tym, bo jej
myśli zajęło coś innego. Mianowicie spotkanie z Calumem, które miało odbyć się
za godzinę w kawiarni na mieście.
-Normanie,
zawieziesz mnie do miasta? –zapytała ocierając z policzka łze. Norman skinął
zgadzając się na jej pomysł, jednak po chwili odezwał się.
-Jeżeli
panicz Oliver się dowie…
-To
jest już moja sprawa –odparła chłodno i skierowała się po schodach do swojego
pokoju w celu przebrania się.
Po kilkunastu minutach Rose siedziała
w limuzynie i wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Niespokojnie pocierała
materiał swoich czarnych rurek, ponieważ naprawdę doskwierał jej gorąc. Na
bluzkę na ramiączkach zarzucony miała kremowy sweterek, a na szyi przewiązaną
gustowną apaszkę.
-Jesteśmy
na miejscu –odezwał się Norman, na co Rosalia wymusiła słaby uśmiech i z trudem
wysiadła z pojazdu. Ból przeszywał jej ciało, ponieważ naprawdę poturbowała się
podczas jazdy konnej. Syknęła cicho, kiedy stanęła na równe nogi. Poprawiła
swojego warkocza i przekroczyła próg kawiarni. Rozejrzała się wokół i zobaczyła
siedzącego w jednym z bardziej oddalonych od wejścia stolików Caluma. Kiedy ich
spojrzenie spotkało się brunet wstał z miejsca i uśmiechnął się do niej.
Poczekał aż Rose podejdzie do stolika i zajmie miejsce naprzeciwko niego, po
czym sam usiadł.
-Sama
kultura – zaśmiała się cicho, jednak po chwili zaprzestała tej czynności, kiedy
poczuła delikatny ból w żebrach.
-Staram
się jak mogę. Ja uczę ciebie, ty uczysz mnie. Tak to działa – stwierdził Calum
i po chwili zawołał kelnera. -Na co masz ochotę? – zapytał.
-Na
wodę –uśmiechnęła się lekko, na co Calum zmarszczył brwi, ale nie skomentował
tego. Sam zamówił trzy smakowe lody z bitą śmietaną, orzechami i polewą
karmelową.
-Co
u ciebie słychać? –zapytał chłopak odchrząkując i poprawił się na swoim
miejscu.
-Nic
się nie zmieniło w ciągu ostatnich kilku dni – stwierdziła niespokojnie
dziewczyna.
-Ja
właśnie widzę, że się zmieniło –zauważył. Oparł łokcie na stole i pochylił się
nieco w jej stronę. –Czemu jesteś tak grubo ubrana? Na dworze jest totalny
upał.
Rosalia
uśmiechnęła się nerwowo i poprawiła swój sweterek po czym westchnęła cicho. Nie
chciała mówić Calumowi, dlaczego zdecydowała się na taki ubiór. Zapewne
przyznał by rację Oliverowi co do jej wyglądu, dlatego wolała zachować te uwagę
dla siebie.
-Po
prostu chyba źle się czuję. Może mam gorączkę, bo mi cały czas zimno –wymyśliła
na poczekaniu. Calum zmrużył lekko oczy i przyglądał jej się w skupieniu. –Do
tego boli mnie gardło, chyba mam anginę.
Chłopak
skinął tylko głową i nie spuszczał z niej wzroku. Jego spojrzenie wyrażało
czystą troskę i zmartwienie. Zastanawiał się czy nie usiąść obok dziewczyny i
nie objąć jej, żeby choć trochę się ogrzała, jednak tak szybko jak ten pomysł
się pojawił, tak szybko został zapomniany.
-Oto
zamówienie – usłyszeli głos kelnera i oboje speszeni spojrzeli na niego.
Uśmiechnęli się niezręcznie i odebrali Rose swoją wodę, a Calum lody.
-Więc…
Nie będziemy mogli się widywać przez jakiś czas – powiedziała cicho Rose. Calum
uniósł na nią spojrzenie oblizując swoją łyżeczkę.
-Dlaczego?
-Oliver
ma wolne i po prostu… Powiedział dzisiaj, że spędzimy trochę czasu razem
–odparła nawet nie starając ukryć się smutku w głosie.
-Okej.
Trudno – uśmiechnął się brunet, a Rosalia tylko spuściła wzrok. Miała cichą
nadzieję, że Calumowi będzie z tego powodu tak samo przykro jak jej. Niestety
myliła się. –Zaraz wracam –rzekł i wstał ze swojego miejsca. Dziewczyna
westchnęła cicho i ze zniecierpliwieniem czekała aż Calum wróci na miejsce.
Podwinęła nieco rękawy swetra i obluzowała apaszkę ponieważ w rzeczywistości
było jej strasznie gorąco. Oczywiście nie umknęło to uwadze Caluma, który z
daleka widział dziwne zachowanie dziewczyny.
-Rose,
czy ty się dobrze czujesz? Może powinnaś leżeć teraz w łóżku… -powiedział
brunet podchodząc do stolika z pucharkiem lodów. Usiadł naprzeciwko Rosali i
zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Postawił słodkości po stronie dziewczyny i
czekał na jej odpowiedź.
-Wszystko
jest w porządku. Po co te lody? –zapytała.
-Słyszałem,
że na anginę są one najlepsze –stwierdził Calum ponownie zajadając się lodami.
–Ale ty raczej nie masz anginy.
Rosalia
spuściła tylko spojrzenie i westchnęła cicho. Celowo nie zamawiała niczego,
żeby nie przybrać ponownie na wadzę, a brunet i tak dokonał wyboru za nią.
-To
ma dziesięć milionów kalorii –powiedziała cicho.
-Wiedziałem,
że to o to chodzi. – westchnął zezłoszczony brunet. Przeczesał swoje włosy
palcami i ponownie spojrzał na speszoną brunetkę. – Zdejmij ten sweter i
szalik.
Dziewczyna
zacisnęła mocniej swoje usta i zrobiła to, o co prosił, właściwie rozkazał jej
chłopak. Zezłoszczona odrzuciła zdjęte ubrania obok i skrzyżowała ręce na
piersi.
-Teraz
możesz jeść. Spokojnie, nie ma czekoladowych –odparł cicho.
-Dziękuję
– powiedziała i sięgnęła po łyżeczkę, a drugą dłoń ułożyła na stoliku. Poczuła
dziwne uczucie w żołądku przez fakt, że Calum pamiętał o tym, że nie lubi
czekoladowych lodów. Po chwili spojrzenie Caluma powędrowało na jej dłoń.
-Co
ci się stało? – zapytał zainteresowany.
-Miałam
mały wypadek –odparła cicho. –Nic ważnego.
Calum
przyglądał jej się ze skupieniem po czym ujął jej ranną dłoń w swoją. Kciukiem
przejechał po opatrunku.
-Bardzo
boli? –zapytał z wyczuwalnym zmartwieniem w głosie. Rosalia zdziwiona spojrzała
na niego.
-Trochę
tak. Do wesela się zagoi –zaśmiała się. Calum uśmiechnął się delikatnie i
uniósł jej dłoń, po czym złożył delikatny pocałunek na jej wierzchu.
-Moja mama zawsze tak robiła, żeby ukoić ból –stwierdził
nieco speszony. Rose od razu uśmiechnęła się na ten gest, a jej serce zabiło
mocniej i szybciej.
-Pomogło
– odpowiedziała po czym szczerze uśmiechnęła się do niego. Przez kilka sekund
wpatrywali się w swoje oczy, żeby po chwili spuścić wzrok na swoje desery.
Calum jednak nie wypuścił z uścisku dłoni Rose.
-Wiesz,
że wyglądasz bardzo ładnie? –zapytał cicho, ze skupieniem wpatrując się w
pucharek lodów. Jego głos nieco drżał, a kciuk wolnej dłoni nieustannie
przesuwał po opatrunku znajdującym się na dłoni Rose. Nie wiedział czemu to
robił, jednak czuł taką potrzebę. Tak samo wielką, jak powiedzenie jej, że
wygląda naprawdę dobrze. Był niemal pewny, że coś się stało dlatego Rosalia
była tak niepewna swojego wyglądu tego dnia. –Rose, słyszysz mnie?
Dziewczyna
skinęła tylko głową, ale nie uniosła na niego swojego spojrzenia. Calum
zirytowany uderzył dłonią o stolik, na co ona skierowała na niego wzrok.
-Do
cholery Rose. Masz być pewna swojego wyglądu i ciała, rozumiesz? Wyglądasz
dzisiaj obłędnie, tak jak zresztą w ciągu ostatnich kilku tygodni od kiedy
zmieniłaś swój styl –warknął zirytowany. Ścisnął mocniej jej dłoń, na co ona
uśmiechnęła się nieśmiało i skinęła głową, jednak słowami zaprzeczała swoim
gestom.
-Nie
musisz się tak starać Calum. To miłe, ale naprawdę odpuść sobie.
-Nie
odpuszczę –powiedział poważnie. W podświadomości dopisał do swojej listy
kolejny punkt, mianowicie sprawić, żeby dziewczyna uwierzyła w to, jak piękna
jest.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
#GetWellSoonMichael
#WeLoveYouMichael
:""(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz