sobota, 28 marca 2015

Rozdział 4

      CZYTASZ=KOMENTUJESZ      

  Calum w pośpiechu kończył swoje śniadanie, jednym okiem czytając poranną gazetę, którą kupił dla swojego dziadka. Budzik zadzwonił według planu o 5:30, jednak Calum zbyt zmęczony ciągłą pracą nie miał sił podnieść się z łóżka. Zaspał 40 minut i w dodatku musiał zrobić zakupy, ponieważ w zeszłym tygodniu nie miał na to czasu. Nadmiar pracy i obowiązków nie pozwoliły mu na choćby posprzątanie mieszkania. Dzisiaj niestety miał pecha; w samochodzie zabrakło benzyny, a w sklepie była ogromna kolejka. Calum zadzwonił do Leightona i powiadomił go o swoim spóźnieniu, dlatego nie denerwował się aż tak bardzo.
-Dobra dziadku, ja lecę – powiedział Calum pospiesznie wstając z krzesła. Włożył talerz do zlewu, a wierzchem dłoni otarł usta. – Dzisiaj powinienem być wcześniej, ale gdyby coś się działo to od razu dzwoń.
-Spokojnie, nie jest ze mną tak źle – zaśmiał się mężczyzna. Calum ostatni raz się z nim pożegnał i wybiegł z mieszkania. Skierował się wzdłuż chodnika prosto do swojej pracy. Włożył słuchawki do uszu i wyszukał jedną z ulubionych piosenek ostatnimi czasy. Zapiął bluzę i naciągnął mocniej jej rękawy na dłonie. Dzisiejsza pogoda nie należała do najpiękniejszych; chmury miały odcień ciemnego granatu, co chwila mógł poczuć mżawkę na swojej skórze, a słońce nie było widoczne nawet przez kilka sekund.
Wsłuchany w rytmiczne uderzenia perkusji i ciężkie brzmienie gitary elektrycznej nawet nie zauważył, kiedy był na miejscu. Wszedł do pomieszczenia ściągając kaptur z głowy i wyciągnął słuchawki z uszu.
-Przepraszam stary – powiedział na wstępie do Leightona. Ten uśmiechnął się słabo.
-Spoko, nie było dziś większego ruchu, więc daje radę. Teraz bierz kombinezon i spadaj się przebrać.
Calum uczynił to, co powiedział jego kolega i po chwili był gotów do pracy. Sięgnął po wszelkie potrzebne narzędzia i skierował się do jednego z samochodów.
-Jako że się spóźniłeś, dostajesz w nagrodę do naprawy to Volvo. Ja go nie chciałem tykać.
Calum obejrzał się i zatrzymał wzrok na domniemanym samochodzie. Jęknął cicho, kiedy przypomniał sobie, co trzeba w nim naprawić. Wiedział już, że wcale nie będzie to krótki dzień.
*
Calum od kilku godzin siłował się z pechowym autem, co rusz przeklinając łamiące się narzędzia i nie przynoszące efektów próby rozkręcenia silnika owego samochodu. Chłopak był zdenerwowany i zmęczony, do tego cały ubrudzony różnymi smarami i maziami. Sięgnął po jeden z kluczy i kolejny raz próbował odkręcić sporą śrubę.
-No ja pierdole! – krzyknął sfrustrowany, kiedy klucz złamał się. Rzucił nim o podłogę i podniósł się do pozycji stojącej, kiedy zobaczył stojące trzy osoby w pomieszczeniu. Przetarł brudnym rękawem spocone czoło i wyczekująco spojrzał na Leightona.
-Masz gościa Calum – odpowiedział i ulotnił się z pomieszczenia na zaplecze. Calum podszedł bliżej do stojących dwóch osób w progu i spojrzał na nich pytająco.
-Więc, co panienka Bloom ode mnie chce? – zapytał chłopak spoglądając na dziewczynę. Był co najmniej zszokowany pojawieniem się jej w tak brudnym miejscu jak to. Ubrana była w czarną spódniczkę, białą koszulę zapiętą na ostatni guzik, oczywiście starannie włożoną do spódniczki i czarną marynarkę, co tylko potęgowało szok bruneta. Dziewczyna w ręku ściskała swoją torebkę będąc zapewne zdenerwowaną.
-Chciałam jedynie porozmawiać – powiedziała poważnie i zwróciła się do mężczyzny stojącego obok. – Normanie, mógłbyś nas zostawić?
Calum domyślił się, że był to lokaj państwa Bloom, ponieważ widział go parę razy, kiedy znajdował się w rezydencji. Kiedy mężczyzna ukłonił się krótko i wyszedł na zewnątrz chłopak omal nie parsknął śmiechem.
-Wiem, że wiesz – powiedziała, a Calum uśmiechnął się tajemniczo i wytarł dłonie w jedną ze szmat znajdujących się chwile temu na blacie.
-O czym wiem? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
-O tym, że… Wiesz – odparła jąkając się, co spotkało się z szerokim uśmiechem bruneta.
-O tym, że…?
-Że to ja wtedy byłam w tym klubie.
-Tak wiem – zaśmiał się. – Nie rozumiem tylko dlaczego.
-Po prostu popełniłam błąd – szepnęła.
-Poważnie? Popełniłaś błąd? Jezu dziewczyno… - zaśmiał się kpiąco. – Ktoś mógł cię zgwałcić.
Dziewczyna słysząc to wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze Caluma. Nerwowo oblizała swoje usta i ścisnęła mocniej pasek torebki.
-Popełniłam błąd.
-Zacięłaś się? – zapytał retorycznie. – Dobra, przejdę do rzeczy. Po co tutaj przyszłaś?
-Chciałam się upewnić, że nikt nie dowie się o tym, co się wydarzyło – powiedziała, a Calum popatrzył na nią zdziwiony.
-Chcesz się upewnić, że nic nikomu nie powiem? – zapytała zezłoszczony.
-Tak, to jest właśnie to co mam na myśli.
-Wiesz co? Ja już nawet nie pamiętam, kiedy ta impreza była. Nie jest to dla mnie istotne i po co miałbym komukolwiek o tym mówić? To nie mój interes – powiedział wymachując rękoma w powietrzu.
-Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, nie miałabym życia – powiedziała cicho. –Mogę ci zapłacić.
Calum uniósł brwi w geście zdziwienia, a po chwili parsknął śmiechem.
-Zapłacić mi za milczenie? Chyba powinnaś już iść – powiedział podchodząc do samochodu. Wypuścił drżący oddech ze swoich rozchylonych warg i pochylił się nad pojazdem, kiedy dziewczyna ponownie się odezwała.
-Nie chciałam cię urazić. Chce mieć pewność, że nikt się nie dowie.
-Powiedziałem, żebyś wyszła. Mam dużo pracy – powtórzył zdenerwowany. Brunetka już się nie odezwała tylko opuściła warsztat. Calum ponownie wyprostował się i przeczesał palcami swoje włosy. Po chwili usłyszał kroki i wyjrzał, czy to aby na pewno nie dziewczyna, jednak był to tylko Leighton.
-Stary, co to miało być? – zapytał wyraźnie podekscytowany faktem, że córka właściciela warsztatu przekroczyła próg tego miejsca.
-Nie wiem, chyba zabłądziła – zaśmiał się Calum i potarł dłonią swój karka wzruszając ramionami.
-Rozmawiałeś z nią.
-Po prostu pytałem po co przyszła. A teraz pomóż mi z tym cholernym Volvo po spędzę tu całą noc – powiedział sfrustrowany uznając temat za zakończony.
Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna chciała zapłacić mu za nie piśnięcie ani jednego słówka na temat jej małego wyskoku. Naprawdę była aż tak zdesperowana?
*
Zaspana dziewczyna przetarła swoje przymknięte oczy i niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się wokół i przeczesała palcami swoje włosy. Nie miała ochoty dziś podnosić się z łóżka, jednak było to nieuniknione. Z rodzicami jechała na spotkanie członków klubu, którego nazwy wymówić nie potrafiła, a wieczorem w ich rezydencji odbywał się kolejny bankiet.
Brunetka zeszła ze swojego ogromnego łóżka i podeszła do sporej wielkości okna. Sprawnym ruchem odsłoniła ciężkie zasłony i otworzyła okna na szerokość. Oparła dłonie na marmurowym parapecie i zaczerpnęła się świeżym powietrzem. Wyjrzała na ogród i mogła zauważyć już pracujących ludzi, którzy wypełniali zadania wyznaczone przez jej ojca i matkę. Czyszczenie fontanny, koszenie traw, przycinanie żywopłotów. Obróciła się w stronę drzwi, kiedy usłyszała pukanie.
-Proszę – odpowiedziała cicho i potarła swoje ramiona.
-Dzień dobry panienko – usłyszała głos Margaret i uśmiechnęła się. Kobieta była jedną z kucharek i przy okazji osób zajmujących się odpowiednim wyborem ubrań dla dziewczyny.
-Dzień dobry – odpowiedziała brunetka po czym uśmiechnęła się. Przymknęła okno, żeby nie było przeciągu i zajęła miejsce na łóżku.
-Przywiozłam panience śniadanie, ubrania wybrałam wczoraj wieczorem i czekają już w szafie.
-Dziękuję Margaret.
Margaret uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia zostawiając Rosalię samą. Dziewczyna podeszła do wózka ze śniadaniem i podniosła przykrywkę jednej z tac. Przewróciła oczami, kiedy zobaczyła na talerzu jajecznice. Nie lubiła jajecznicy, w dodatku sądząc po jej kolorze i dodatkach w niej zawartych mogła stwierdzić, że dzisiaj kolejny raz tę danie przyrządzał jej chłopak chcąc być romantycznym. Problem w tym, że jego jajecznica nie smakowała brunetce, jako że była za słona i za bardzo ścięta.
            Rosalia odsunęła od siebie talerz i sięgnęła po jedną z kanapek. Miała nadzieję, że naje się tylko tym, po czym stwierdziła że musi jej wystarczyć nie zależnie od tego, czy zaspokoi ona jej głód. Dziewczyna musi utrzymywać stałą wagę o ile nie stracić na niej kilka kilogramów, żeby idealnie wyglądać we wszystkich eleganckich ubraniach.
            Po śniadaniu brunetka odświeżyła się w swojej osobistej łazience w jej pokoju i w samej bieliźnie wyszła do swojej sypialni. Stanęła przed ogromnym lustrem i zaczęła uważnie przeglądać się w nim, zastanawiając się co jeszcze musi w sobie poprawić. Po chwili jednak zrezygnowała z tego i zaczęła zakładać ubrania, które przygotowała jej osoba do tego upoważniona. Rosalia nie miała zbytnio szansy wyrazić własnej opinii na temat ubrań, które nosi. Jako córka bardzo wpływowych ludzi musiała wyglądać elegancko, gustownie i porządnie. Do tego skromnie, dlatego ubrania zakrywały znaczną większość jej ciała.
            Brunetka ubrana w kremową sukienkę za kolano i białą marynarkę zeszła po szerokich schodach na hol. Poprawiła swojego warkocza i opadającą na oczy grzywkę po czym przywitała się z jednym z jej ulubionych pracowników.
-Dzień dobry Normanie – uśmiechnęła się do niego, kiedy on ściągał swój płaszcz, ponieważ dopiero co wrócił z ogródka.
-Dzień dobry Rosalio. Jaki dzisiaj panienka ma humor? – zapytał poprawiając swój smoking.
-Dobry – ponownie się uśmiechnęła, jednak nie było w tym ani grama prawdy. Jej myśli cały czas zaprzątała jedna sprawa. Nie dawało jej to spokoju, a ona nieustannie myślała o niej mając nadzieję, że brunet, którego imienia nie znała, nie będzie miał zamiaru zapewnić sobie trochę rozrywki, mówiąc wszystkim o jej sekrecie. 
-W takim razie mam dla pani wiadomość. Pani matka kazała mi zawieść panienkę na godzinę 12:00 do pałacu kultury. Ma pani dzisiaj zostać instruktorką gry na skrzypcach.
Rosalia słysząc to tylko skinęła głową. Nie mogła sprzeciwić się rodzicom, tym bardziej że tego typu prowadzenie zajęć czy udział w innych publicznych wydarzeniach wyrabiał rodzinie bardzo dobrą opinie. Poprawiła swoją fryzurę i dumnie wyszła z rezydencji. Nałożyła na nos okulary przeciwsłoneczne i tuż obok Normana skierowała się do limuzyny stojącej przed samym wejściem. Zgrabnie zeszła po schodach z werandy i po chwili zajmowała miejsce w pojeździe.
*
Rosalia znudzona wyglądała przez okna limuzyny nie skupiając na niczym większej uwagi dłużej niż przez sekundę. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak niedojrzała była dając namówić się swojej koleżance ze szkoły prywatnej na wyjście do klubu. Tak bardzo chciała udowodnić jej, że nie jest kolejną damą z jej rodzinnego domu, że postanowiła jej udowodnić, że się myli. Teraz wiedziała, że nigdy nie popełniła większego błędu. Nie dość, że uciekła z domu to w dodatku omal nie stała jej się krzywda. Gdyby nie brunet, który stanął w jej obronie i w pewnym sensie zapewnił transport do domu, nie wiadomo co by się stało. Problem w tym, że każdego dnia bała się, że to wszystko może się wydać. Gdyby chłopak powiedział cokolwiek komukolwiek, ta osoba mogłaby wykorzystać to przeciwko niej i jej rodzinie. Nie mogła zasypiać spokojnie z myślą, że następnego dnia może przeżyć piekło.
-Czy moglibyśmy pojechać do warsztatu mojego ojca, Normanie? – zapytała spoglądając na lokaja. On spojrzał na nią przez przednie lusterko i uśmiechnął się.
-Jeżeli panienka sobie tego życzy.
Dziewczyna wypuściła drżący oddech i z powrotem oparła głowę o zagłówek. Cieszyła się, że Norman nie zadawał pytań dotyczących jej chęci pojawienia się w tym miejscu; nie widziałaby, co ma mu odpowiedzieć.
Po kilkunastu minutach czarna limuzyna podjechała pod warsztat. Brunetka z gracją wysiadła z pojazdu i poprawiła swój kremowy kapelusz. Ściągnęła okulary przeciwsłoneczne i skierowała się do ciężkich mosiężnych drzwi.
-Zaczekaj tutaj, Normanie – zwróciła się do mężczyzny, a on skinął głową. Rosalia wzięła głęboki wdech i ze świstem wypuściła powietrze, po czym przekroczyła progi warsztatu. Do jej uszu od razu dobiegła głośna muzyka, a do nozdrzy okropny zapach benzyny. Hamując się przed zatkaniem nosa rozglądnęła się po pomieszczeniu i zwiesiła swój wzrok na brunecie leżącym pod samochodem. Odchrząknęła znacząco, na co ona zaprzestał czynności siłowania się z częścią samochodu i stanął na równe nogi. Ubrudzonym rękawem przetarł spocone czoło i jęknął, kiedy zobaczył brunetkę.
-Żartujesz sobie ze mnie? – zapytał podchodząc do radia w celu ściszenia muzyki. Rosalia spuściła tylko głowę i pokręciła głową. –Ile razy mam ci mówić, że nikt się nie dowie o tym, że się upiłaś w klubie?
-Nie mam co do tego pewności – powiedziała podnosząc dumnie głowę. Calum parsknął śmiechem.
-Po pierwsze: ten twój gustowny kapelusz zasłania twoje oczy i praktycznie całą twarz – zaśmiał się, a ona zarumieniła się i ściągnęła część jej dzisiejszej garderoby. – A po drugie: Od imprezy minęło bóg wie ile czasu; od ostatniego razu, kiedy tutaj byłaś wydawałoby się, że jeszcze więcej. Wyluzuj.
-Nie mogę ,,wyluzować”, ponieważ nie jestem pewna czy mnie nie wydasz.
Calum westchnął ciężko i pokręcił głową.
-W sumie gdybyś dała mi kasę to też nie miałabyś pewności, że nic nie powiem. Przecież mógłbym wziąć pieniądze i cię wydać.
Rosalia na to stwierdzenie nic nie odpowiedziała, tylko z przerażaniem wpatrywała się w niego. Jej oddech przyspieszył, a dłonie zaczęły się pocić.
-Nie musisz być taka przerażona – Calum zaśmiał się. – Wyobraź sobie, że mam swoje życie i własne problemy. Nie interesujesz mnie ani ty, ani twoja rodzinka. Swoją drogą, co by się stało gdyby ktoś się dowiedział? Rodzice odcięli by ci kieszonkowe? – Chłopak parsknął śmiechem.
-Przynajmniej mam wystarczająco pieniędzy i nie muszę nigdzie dodatkowo pracować i się ośmieszać przy okazji – powiedziała odważnie. Calum zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
-Idź już, bo to serio nie ma sensu – stwierdził zrezygnowany chłopak. – Zawracasz mi tylko głowę, kiedy ja mam naprawdę mnóstwo pracy.
-Przyszłam tutaj w konkretnym celu.
-Powiedziałem, żebyś się wynosiła – warknął brunet. – Nic nie powiem o tym całym gównie, w które się wpakowałaś, a teraz spadaj.
Rosalia obserwowała zdenerwowanego chłopaka do momentu, kiedy z powrotem położył się on pod samochodem. Założyła swój kapelusz i ostatni raz spojrzała na bruneta, po czym opuściła warsztat. Podeszła do limuzyny i założyła okulary przeciwsłoneczne.
-Możemy ruszać? – zapytał Norman, a dziewczyna dumnie skinęła głową. Zajęła miejsce w pojeździe i nie odezwała się już ani słowem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, wszystkim. Mam tylko jedną wiadomość. Nie wiem, czy rozdziały będą się pojawiały bo nikt nie komentuje prócz jednej osoby i nikt nie zagłosował w ankiecie, więc stwierdzam, że nikt nie czyta. 

Szanujcie choć trochę moją pracę i wyrażajcie swoją opinię na temat rozdziałów, to jest dla mnie bardzo ważne. 



sobota, 21 marca 2015

Rozdział 3

Czytasz = Komentujesz

            Calum niespokojnie przystępował z nogi na nogę i co chwilę przeczesywał palcami swoje włosy. Promienie słońca intensywnie wpadały przez okno w kuchni, a świeże powietrze pozwalało Calumowi na choć trochę spokoju. Brunet niecierpliwie czekał aż lekarz, po którego zadzwonił wyjdzie z pokoju jego dziadka i postawi diagnozę, która miał nadzieje nie będzie zła. Sięgnął po szklankę z wodą i upił sporego łyka. Chłodny trunek od razu orzeźwił bruneta, który wydawał się gotować w środku z nerwów i stresu.
            Po kilkunastu kolejnych minutach usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Podniósł się z krzesła w kuchni i czym prędzej podszedł do zaniepokojonego lekarza. Przełknął głośno ślinę, po czym odezwał się.
-I co z nim? – zapytał, a lekarz westchnął cicho.
-Przypisałem nowe leki o większej sile – powiedział wręczając Calumowi receptę. – Niestety serce jest coraz słabsze, niedługo twój dziadek będzie musiał jeździć na wózku inwalidzkim, jako że nie będzie miał siły chodzić o kulach.
Calum słysząc to spuścił jedynie głowę. Czuł jak smutek opanowuje całe jego ciało.
-Nie martw się na zapas – odezwał się ponownie doktor. –To po prostu przychodzi z wiekiem. Ale twój dziadek nie może mieszkać w takich warunkach.
-W jakich warunkach? – zapytał Calum podnosząc na niego swój wzrok.
-Nie macie prądu, mieszkanie nie jest w najlepszym stanie – zaczął lekarz, na co brunet zacisnął tylko dłonie w pięści. Jego ciało ogarnęła złość i zdenerwowanie.
-Brak prądu jest tylko chwilowy, a co do mieszkania to nie jest ono wcale w złym stanie. – warknął Calum – Wszystko mam pod kontrolą i potrafię zająć się własnym dziadkiem. A teraz przepraszam, ale spieszę się do pracy, więc jeśli mógłby pan już pójść to byłbym wdzięczny.
Lekarz tylko popatrzał na chłopaka i skinął głową, po czym wyszedł z mieszkania. Calum ciężko usiadł na krześle i skrzyżował ręce na piersi. Nie cierpiał, kiedy ktoś pouczał go na temat prowadzenia domu czy zapewniania odpowiedniej opieki swojemu dziadkowi. Chłopak robił co w jego mocy, jednak czasem po prostu nie był w stanie opłacić wszystkich rachunków i opłat, ale nigdy nie zdarzyła się sytuacja, że Calum nie kupił leków swojemu dziadkowi czy lodówka świeciła pustkami. Rezygnując ze swoich przyjemności miał potrzebne pieniądze na wydatki związane z utrzymaniem Ernesta.
            Calum podniósł się ze swojego miejsca i poszedł do pokoju, w którym przebywał jego dziadek. Po cichu zajrzał do środka i zobaczył śpiącego go na swoim łóżku. Chłopak zamknął drzwi i oparł się o ścianę obok. Chciał uspokoić swoje emocje, więc stwierdził że uda się w jedyne miejsce, w którym odnajdzie spokój.
*
            Ciemne chmury natarczywie przysłaniały promienie słońca oraz błękitne jak ocean niebo. Okolica była cicha; słychać było jedynie śpiew ptaków, szelest liści pobliskich drzew oraz ciche rozmowy przebywających w tym miejscu ludzi. Calum siedział na ławce opierając łokcie na kolanach, a twarz schował w dłoniach. Co rusz wzdychał cicho starając się zapanować nad cisnącymi się do oczu łzami. Ludzie wokół posyłali mu smutne i litościwe spojrzenia, ale on nie zwracał na nie uwagi. Nie cierpiał pokazywać swoich słabości, dlatego nie lubił, kiedy ktoś się nad nim litował.
-Przepraszam…- szepnął i podniósł wzrok na znajdujące się naprzeciw dwa nagrobki. Wpatrywał się w imiona swoich rodziców, a po jego policzku spłynęły samotne łzy. –Przepraszam, że nie daje sobie rady.
Calum był zawstydzony tym, że nie zawsze daje sobie radę. Przysiągł sobie, że po śmierci rodziców nie podda się i będzie robił wszystko, aby pomimo młodego wieku poradzić sobie ze wszystkimi trudami czekającymi na niego w przyszłości. Niestety teraz tracił wiarę w możliwość normalnego życia. Bał się tego, co na niego czyha za rogiem; bał się utraty ostatniej bliskiej osoby, która mu została. Nie wiedział jak poradziłby sobie, kiedy zabrakłoby jego dziadka. Chłopak zostałby wtedy całkowicie sam, nie miałby już nikogo. Nie podobała mu się taka wizja. Brakowałoby mu codziennych rozmów przy śniadaniu, wspólnego komentowania różnych seriali, grania w szachy i słuchania starych piosenek. Calum nawet nie chciał do siebie dopuszczać tych myśli.
            Szybkim ruchem otarł mokre od łez policzki i nabrał powietrze do płuc, po czym wypuścił je ze świstem. Wyciągnął z kieszeni telefon, kiedy poczuł wibracje. Zamglonym spojrzeniem spojrzał na wyświetlacz i zobaczył wiadomość od Leightona. Westchnął głęboko kiedy przeczytał, że Oliver każe im pracować w rezydencji państwa Bloom dzisiejszego wieczoru. Niechętnie, ale musiał się zgodzić, jako że musiał uregulować rachunki i zakupić nowe leki dla swojego dziadka. Schował telefon do kieszeni i skierował wzrok z powrotem na nagrobki. Dłonie oparł za sobą i wpatrywał się w nie kolejne kilka minut. Lubił spędzać czas ze swoimi rodzicami.
*
-Nie mogę uwierzyć, że on nas do tego wynajął- powiedział wkurzony Leighton zawiązując pod samą szyję swój krawat. Calum sfrustrowany uczynił to samo i ostatni raz przeglądnął się w lustrze.
-W dzień pracujemy na warsztacie, a wieczorem jesteśmy kelnerami – warknął brunet wychodząc z pomieszczenia.- On się nami bawi czy faktycznie potrzebuje pomocy?
-On ma satysfakcje z tego, kiedy widzi nas w tych obciachowych ciuchach – odparł Leighton. –Jakbym wziął tę tacę i mu przypie-
-O tu jesteście moje pingwiny – przywitał ich ochoczymi oklaskami Oliver. Calum robił wszystko, żeby powstrzymać swoją pięść, która rwała się do spotkania z policzkiem szefa. –Dzisiaj jesteście kelnerami na tym jakże uroczym przyjęciu córek szefów firm, z którymi współpracuje pan Bloom. Teraz kilka zasad. Po pierwsze: nie zatrzymujecie wzroku na żadnej z dziewczyn dłużej niż na 5 sekund. Po drugie: żadnego dotykania, uwodzenia, flirtowania. Jak nie, to was wyrzucę. A teraz do pracy – skończył swój wywód wciskając czarne tace do ich rąk. Leighton tylko pokręcił głową, a Calum zaklął pod nosem. Oboje udali się do kuchni w celu przyjęcia swoich zadań i po chwili balansowali pomiędzy tłumem ludzi oraz stolikami.
-Boże jakie one są sztywne – powiedział na ucho Calumowi Leighton. Brunet zaśmiał się i skinął głową. Mięło kilka godzin od całej imprezy, a dziewiętnastolatkowie nie przystosowywali się do zasad, które narzucił im Oliver. Problem w tym, że dziewczyny wydawały się być odporne na ich urok osobisty. Calum postawił pięć kieliszków z szampanem na tacy i skierował się do grupki dziewczyn stojących w niewielkim kółku. Śmiały się, jak dla Caluma zbyt słodko i rozmawiały o czymś naprawdę nieinteresującym. Brunet przejechał palcami wzdłuż swoich idealnie ułożonych blond pasemek i uśmiechnął się, po czym podszedł do nich.
-Może szampana? – zapytał obserwując twarze roześmianych dziewczyn. One ochoczo sięgnęły po kieliszki, co spotkało się z uśmiechem chłopaka. Wodził wzrokiem po ich twarzach urządzając w głowie ranking, która z nich jest najpiękniejsza, kiedy jedna z twarzy przykuła jego uwagę. Zawiesił spojrzenie na długowłosej brunetce na dłużej niż 5 sekund, co ona wyczuła sądząc po tym, że również obdarzyła go spojrzeniem. Kiedy spojrzała w jego oczy otworzyła szerzej swoje usta, a w oczach pojawiło się zdezorientowanie.
-Panno Bloom, ojciec panienki pannę prosi – podszedł do nich lokaj i zwracając się do dziewczyny, która znajdowała się teraz w centrum uwagi Caluma. Chłopak otworzył szeroko oczy w geście zdziwienia, na co ona przerażona rzuciła mu ostatnie spojrzenie odchodząc w głąb tłumu. Calum posłał jej tylko cwany uśmiech, kiedy odwróciła się w jego stronę i pokręcił głową.

Przez resztę nocy wyszukiwał swoim spojrzeniem dziewczyny i robił wszystko, żeby speszyła się lub zawstydziła. Doskonale wiedział, że go pamiętała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć wszystkim. 

Osoby, które chcą być informowane o rozdziałach niech napiszą w komentarzu POD TYM ROZDZIAŁEM, bo jestem trochę roztargniona i możliwę, że się pogubiłam ;) 

Jeżeli czytacie, proszę komentujcie. Szanujcie moją pracę. 

Jeżeli czytacie, oddajcie głosy w ankiecie. To jest jedno kliknięcie ;)

Dziękuję i do soboty :)

P.S Następny rozdział będzie dłuższy. 

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 2

Czytasz = Komentujesz : ) 

Calum ze znudzeniem wpatrywał się w tykający zegar wiszący tuż nad lodówką. Siedział przy okrągłym stole i popijał czarną kawę, która choć trochę pomoże mu przeżyć dzisiejszy dzień. Wsłuchał się w pozorną ciszę i przymknął na moment oczy. Był totalnie wykończony pracą i innym obowiązkami, które nieustannie na niego spadają. Czuł każdy mięsień w swoim ciele, powieki ledwo utrzymywały się otwarte, a jego skronie pulsowały w rytm bicia serca. Jedyne czego potrzebował to chwile wytchnienia, co niestety możliwe nie jest. Z samego rana odebrał pocztę i niestety, tak jak się spodziewał otrzymał zawiadomienie od firmy dostarczającej prąd do jego mieszkania. Zagrożenie odłączeniem prądu nie zrobiło na nim zbyt wielkiego wrażenia, jednak nie mógł dopuścić do tego, żeby jego dziadek żył w takich warunkach.
Z salonu dobiegały go dźwięki telewizora, który grał dosyć głośno, jako że dziadek Caluma nie miał zbyt dobrego słuchu. Ernest oglądał kolejny odcinek swojego ulubionego serialu z lat ’70 i komentował wybory i rozterki bohaterów w każdy możliwy sposób. Calum zerknął na zegarek, żeby zobaczyć ile czasu do wyjścia im zostało. Dzisiaj zabierał swojego dziadka na kontrolne badanie serca do szpitala. Cudem wyprosił jeden dzień wolnego u Olivera, oczywiście musząc prosić go i być zdanym na jego łaskę. Brunet jednak nie miał większego wyjścia.
Kiedy serial się skończył dziadek Ernest przyszedł podparty na kulach do kuchni, w której znajdował się jego wnuk. Uśmiechnął się w jego stronę, co Calum chociaż wykończony odwzajemnił. Chłopak podniósł się z miejsca i pomógł swojemu dziadkowi wyjść z mieszkania, następnie dojść do samochodu. Mężczyzna miał poważne problemy zdrowotne, dlatego badania były konieczne, a on sam chodził o kulach. Calum obawiał się, że niedługo może być jeszcze gorzej, jednak starał się nie myśleć w ten sposób. Na głowie miał zbyt dużo zmartwień. 
-No więc jedziemy do miejsca, które tak bardzo ubóstwiam – zaśmiał się sarkastycznie Ernest zapinając pas. Calum zajął miejsce kierowcy i uczynił to samo.
-Nie będzie źle dziadku. To tylko kontrolne badania – stwierdził chłopak, kiedy ze skupieniem wyjeżdżał na dosyć ruchliwą ulicę.
-Jestem pewny. Przeżyłem wojnę, więc chyba nic mnie nie zniszczy.
-Byłeś wtedy małym dzieckiem, więc…
-To nie ma żadnej różnicy. – powiedział poważnie, a brunet parsknął śmiechem. Uchylił okno w samochodzie i zaczerpnął się wlatującym powietrzem. Lato coraz bardziej się nasilało, słońce świeciło mocniej, a dzień był dłuższy. Calum bardzo lubił tę porę roku, jednak zmieniał zdanie w momencie, kiedy musiał jechać samochodem bez klimatyzacji.
-Nie miałeś problemu, żeby  dostać wolne? – zapytał dziadek chłopaka zerkając na niego. Calum poprawił na nosie swoje przeciwsłoneczne okulary po czym uśmiechnął się.
-Nie miałem. Chyba też mi się należy trochę odpoczynku.
-Właśnie – potwierdził Ernest poprawiając się na swoim miejscu. – Powinieneś się trochę rozerwać Calum.
-Co masz na myśli? – zapytał brunet marszcząc brwi podczas włączania kierunkowskazu. Zahamował gwałtownie, kiedy pewna kobieta zajechała mu drogę. Zaklął pod nosem, co spotkało się ze śmiechem jego dziadka.
-Powinieneś pójść na imprezę, do klubu, cokolwiek. Nie musisz siedzieć ze mną cały czas – zaśmiał się. – Ja naprawdę daję sobie radę-
-Jesteśmy na miejscu – przerwał mu Calum odpinając pas. Nie chciał kontynuować rozmowy na ten temat, więc wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi dziadka. Otworzył je i pomógł mężczyźnie wysiąść z pojazdu.
-Starość nie radość – zaśmiał się, podtrzymując się na ramieniu swojego wnuka. – I pomyśleć, że kiedyś byłem najlepszy w koszykówkę na boisku.
Calum zaśmiał się cicho i podał dziadkowi jedną kulę, a Ernest złapał pod rękę wnuczka i tak właśnie weszli do szpitala. Dojście do odpowiedniego gabinetu zajęło im kilka minut zważając na fakt, że budynek był ogromny. Calum przywitał się z lekarzem i wyszedł na korytarz. Usiadł na jednym z krzeseł i wyciągnął z kieszeni swój telefon. Zaczął bezcelowo go używać, przeglądając w nim przeróżne bezużyteczne strony. Chciał po prostu zabić czas, kiedy czekał na swojego dziadka. Martwił się o jego stan zdrowia; bał się, że może on się pogorszyć. Calum nie może poświęcać mu więcej uwagi niż to robi, ponieważ pracuje dziewięć godzin dziennie i nie jest  stanie wygospodarować więcej czasu.
Po około półtorej godzinie Calum był w trakcie przygotowywania obiadu. Jego myśli cały czas zaprzątała dzisiejsza rozmowa z lekarzem. Brunet nie wiedział za bardzo jak ma odbierać słowa ,,Nastąpiły niewielkie zmiany w okolicach serca.” Zmartwiło go to do tego stopnia, że nie mógł się skupić choćby na obieraniu ziemniaków. Zaklął siarczyście, kiedy ostrze noża przecięło opuszek jego palca. Od razu włożył dłoń pod zimną wodę, po czym przykleił na ranę plaster. Oparł się o blat w kuchni i zacisnął pięści na jego krawędzi. Złość opanowała jego całe ciało ponieważ bał się, że może nie poradzić sobie z tym wszystkim, co na niego spada.
*
Calum po długich namowach swojego dziadka zgodził się pójść rozerwać do jednego z klubów w centrum miasta. Przebrał się w swoje czarne rurki i założył jedną z czerwonych koszul w czarną kratkę. Była z krótkimi rękawami, więc jego niewielkie tatuaże na opalonym ramieniu były widoczne. Przeczesał palcami swoje włosy, poprawił grzywkę z blond pasemkami i westchnął ciężko. Nie wiedzieć czemu odczuwał zdenerwowanie. Lubił chodzić na imprezy, jednak w ostatnim czasie musiał je stanowczo ograniczyć ze względu na swojego dziadka. Teraz denerwował się zostawieniem go samego w domu, jednak musiał zacząć żyć własnym życiem i pomyśleć też o sobie. Ostatni raz popatrzał w lustro i wyszedł z łazienki. Poszedł do naprawdę skromnego salonu i sięgnął do szafki po kluczyki samochodu. Po chwili jednak rozmyślił się przypominając sobie o alkoholu, który zamierza dzisiaj pić.
-Dobrze dziadku, wrócę około 2:00, okej? – zapytał Ernesta, który rozwiązywał krzyżówki.
-Nie martw się niczym Cal. Poradzę sobie, jestem już dużym dzieckiem – odpowiedział, na co Calum zaśmiał się.
-Dobra, to ja idę. Trzymaj się.
-Baw się dobrze! – krzyknął za nim dziadek, kiedy chłopak wychodził z mieszkania.
Włożył ręce do kieszeni i skierował się wzdłuż chodnika, prosto w stronę klubu. Swoimi trampkami kopał kamyki znajdujące się na jego drodze. Głowę miał spuszczoną, w jego twarz uderzały chłodne podmuchy wiatru. Po kilkunastu minutach zdał sobie sprawę, że znajduje się na miejscu. Podniósł wzrok i od razu zauważył neon zawieszony nad wejściem klubu i ochroniarza przy wejściu. Ostatni raz rozważył wszelkie ,,za” i „przeciw” po czym skierował się do wejścia. Pokazał swój dowód osobisty, który był jego wejściówką do tego miejsca i po chwili znajdował się w środku. Do jego uszu od razu dobiegła głośna muzyka, o jego ciało zaczęły ocierać się inne, a do nozdrzy dobiegł zapach potu i alkoholu. Calum przepchnął się pomiędzy wszystkimi ludźmi do blatu, przy którym od razu zamówił whisky z colą. Usiadł na obracającym się krzesełku i czekał na swoje zamówienie. Rozejrzał się wokół wzrokiem szukając osoby do towarzystwa, jednak jak na razie nikt specjalny nie rzucił mu się w oczy. Upił łyka swojego alkoholu, którego przed chwilą postawił przed nim barman i oparł głowę na swojej dłoni. Zaczął rozmyślać nad wszystkim, co dzieje się w jego życiu i wiedział, że musi przestać to robić. Myśli, które go nawiedziły w połączeniu z alkoholem mogłyby doprowadzić do zrobienia jakiejś głupoty, jednak tego nie chciał.
            Impreza trwała w najlepsze; Calum wypił już trzy drinki, które pozwoliły mu na rozluźnienie się. Jego koszula miała odpięte dwa górne guziki, a on sam tańczył z jedną ze znajdujących się tutaj dziewczyn. Piękna blondynka miała przyciśnięte plecy do jego torsu, a brunet mocno ją przytrzymywał trzymając dłoń na jej brzuchu. Jego usta co chwilę znajdowały miejsce na jej szyi, a sam chłopak ocierał się o nastolatkę łapczywie pragnąc jej bliskości. Kiedy kolejny raz zassał skórę jej szyi dziewczyna jęknęła głośno, jednak zagłuszyła ją dudniąca muzyka.
-Jak ci na imię? – zapytał Calum, a jego gorący oddech uderzył w jej skórę.
-Kate – wychrypiała, na co chłopak uśmiechnął się.
-Ładnie – odpowiedział i gwałtownie obrócił ją w swoją stronę. Mocno wczepił palce w jej biodra, po czym pocałował ją brutalnie. Dziewczyna od razu oddała pocałunek, a ich języki zaczęły toczyć walkę o dominacje. Nie ukrywała ona, że była zafascynowana brunetem i miała nadzieję, że na pocałunku się nie skończy.
-Kotku – zaczął chłopak, kiedy oderwał się od niej z ciężkim oddechem. – Idę do baru, nie uciekaj nigdzie.
Nastolatka uśmiechnęła się tylko i przygryzła dolną wargę. Kiedy Calum odchodził w stronę baru ona zdążyła jeszcze uderzyć go w pośladki, co tylko spotęgowało uczucie pożądania.
-Jeszcze raz whisky – powiedział Cal do barmana. Oglądnął się szybko, żeby zobaczyć czy dziewczyna aby na pewno na niego czeka. Odebrał drinka od mężczyzny i niemal od razu opróżnił zawartość szklanki. Czuł jak alkohol przejmuje nad nim całkowitą kontrolę, zalała go fala gorąca, a uczucie adrenaliny wciąż wzrasta. Mocniej przytrzymał się blatu, kiedy zakręciło mu się w głowie i poczuł mdłości. Niedługo zajęło mu podjęcie decyzji o jak najszybszym opuszczeniu lokalu w celu przewietrzenia się. Przeciskał się pomiędzy spoconymi ciałami wszystkich ludzi i wyszedł przed budynek. Gwałtownie nabierał powietrze do płuc, a dłonie oparł na kolanach pochylając się lekko. Po kilkunastu minutach poczuł, jak ogarnia  go pozorny spokój, a alkohol wyparowuje z jego ciała. Nieco chwiejnym krokiem podszedł do murka na którym zajął miejsce. Zastanawiał się nad powrotem do klubu, jednak od razu pomyślał o swoim dziadku, który został sam w domu. Pospiesznie uniósł głowę i otworzył szerzej oczy. Poczuł niesamowite zmartwienie i wiedział, że lada chwila musi wrócić do domu. Podniósł się do pozycji stojącej i przeczesał dłonią włosy. Wodził wzrokiem po okolicy, jednak jedyne co zobaczył to dziewczynę stojąca naprzeciwko niego. Zmarszczył brwi w geście niezrozumienia i zatrzymał na niej spojrzenie. Wyglądała na przestraszoną, właściwie przerażoną. Niespokojnie oglądała się czy aby nikt do niej nie podchodzi, dłońmi pocierała zapewne zmarznięte ramiona i do tego słaniała się na nogach. Była ubrana strasznie skąpo i jej ubranie nie zakrywało zbyt wiele. Calum niepewnie postawił krok w jej stronę, kiedy zobaczył dwójkę młodych chłopaków podchodzących do niej.
-Hej maleńka, czemu uciekłaś z klubu? – zapytał jeden z nich i dotknął ramienia dziewczyny, na co ona od razu odskoczyła od niego. Calum uważnie przyglądał się tej całej sytuacji, jednak nie wydawało mu się, że owa dziewczyna była zadowolona z ich towarzystwa. –Wróćmy się trochę zabawić.
-Zostawcie mnie – szepnęła, a przerażenie w jej głosie było aż nadto wyczuwalne.
-Chyba powiedziała, żebyście ją zostawili – wtrącił się Calum i podszedł do brunetki. Chłopacy zdziwieni popatrzeli na niego, a on objął dziewczynę ramieniem. Za trzęsła się ze strachu, jednak nie powiedziała ani słowa.
-My żeśmy sobie ją wcześniej zaklepali – odpowiedzieli z satysfakcją, na co chłopak parsknął śmiechem.
-Nie wydaje mi się – odparł i przyciągnął drżącą ze strachu dziewczynę jeszcze bardziej do siebie. – Na środku parkietu zostawiłem niejaką Kate. Na pewno będzie chętna was zaspokoić, a teraz spadajcie.
Po tych słowach nic nie odpowiedzieli tylko po prostu skierowali się w stronę wejścia do klubu. Calum odsunął się od brunetki ściągając rękę z jej ramienia.
-Wszystko okej? – zapytał patrząc na nią niepewnie.
-Tak. Zostaw mnie.
-Serio? Przed chwilą uratowałem cię przed tymi pożal się boże osiłkami, a ty mi mówisz ,,zostaw mnie”? Co ty tutaj robisz, skoro jesteś taka wystraszona?
-To nie jest twoja sprawa – odpowiedziała cichutko, tak że Calum musiał wytężyć słuch żeby cokolwiek usłyszeć. Dopiero teraz zobaczył jak rozbieganym spojrzeniem wodziła po ziemi, nie mając nawet odwagi spojrzeć na bruneta.
-Jesteś totalnie przerażona i szczerze mówiąc nie wyglądasz na dziewczynę, która chodzi po klubach… Chociaż twoje ubranie trochę myli – stwierdził patrząc na jej króciutką spódniczkę i bardzo obcisłą koszulkę na ramiączkach. – Chodź.
-Nigdzie nie idę – powiedziała, kiedy chłopak złapał ją za łokieć.
-Zaprowadzę cię na postój taksówek i wrócisz spokojnie do domu. – odparł spokojnie. Dziewczyna niechętnie zgodziła się, jednak cały czas unikała jego spojrzenia. Po kilku minutach doszli do jednej z taksówek, za którą Calum zapłacił swoimi ostatnimi pieniędzmi.
-Dziękuję – usłyszał cichy głos brunetki, który teraz wydawał się nie drżeć tak bardzo, jak kilka minut temu.

-Nie polecam się na przyszłość. – odparł, na co dziewczyna uniosła na niego swoje spojrzenie. Calum od razu spojrzał w jej oczy i wpatrywał się w nie przez chwilę. Po chwili brunetka speszona wsiadła do taksówki, która ruszyła kilka sekund później. Calum zamrugał kilka razy dość energicznie i zmarszczył brwi w zastanowieniu. Owa dziewczyna wydawała mu się znajoma, jednak nie mógł sobie przypomnieć, skąd mógł kojarzyć tę twarz i spojrzenie. Nie zastanawiając się nad tym dłużej ruszył w stronę domu myśląc jedynie o odpoczynku i śnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mamy więc rozdział drugi : ) 
I jak Wam się podoba? 
Mam kilka ogłoszeń : 
1. Zachęcam do udziału w ankecie po prawej stronie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy :') 
2.Zachęcam do obserwowania bloga ---> po prawej stronie : ) 
3.Osoby, które chciałyby być informowane o rozdziałach bardzo proszę o napisanie w komentarzu pod rozdziałem lub w zakładce ,,Lista informowanych" po lewej stronie.
4. Zachęcam do używania na tt hashtagu #TDKAUff ponieważ BARDZO zależy mi, żeby więcej osób dowiedziało się o tym opowiadaniu. 

Następny rozdział pojawi się w piątek lub sobotę : ) 

Proszę o komentarze, które motywują! :D 
Do napisania xx 

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 1.

Zgodnie z zaprogramowaniem dźwięk budzika przerwał ciszę nocną dokładnie o 5:30. Jego właściciel wzdrygnął się przez docierający hałas do jego uszu i z szaleńczym oddechem podniósł się na rękach. Podświetlił lampeczkę w urządzeniu i kiedy zobaczył, którą godzinę wskazuje jęknął cicho. Wyłączył irytujący dźwięk i ponownie torsem upadł na świeżą pościel. Przyłożył głowę do poduszki i przytulił się do niej, po czym westchnął cicho. Nie miał pojęcia, jakim cudem noc minęła tak szybko, ponieważ miał wrażenie jakby spał zaledwie 15 minut. Po kilku minutach stwierdził jednak, że musi wstać i stawić czoła szarej, codziennej rzeczywistości. Podniósł się ze swojego posłania i chwiejnym krokiem podszedł do szafy z ubraniami. Nie miał do niej daleko, jako że jego pokój był naprawdę mały i skromny, tak jak z resztą mieszkanie. Wybrał swoje czarne, przetarte już ze starości rurki oraz jedną z zużytych już koszulek z wytartym logiem zespołu. Chciał zakupić nowe ubrania, jako że te już się wysłużyły, jednak praca jako mechanik nie przynosiła zbyt wiele dochodów. Wyszedł ze swojego pokoju i w zaledwie czterech krokach pokonał salon, żeby znaleźć się w łazience. Jęknął pod nosem, kiedy zobaczył jaki bałagan w niej panuje. Nie za bardzo podobała mu się wizji sprzątania po pracy tym bardziej, że dzisiaj czekał go naprawdę intensywny dzień.
            Po kilkunastu minutach spędzonych w łazience chłopak stwierdził, że jest gotowy by zacząć kolejny ciężki dzień. Przeglądnął się ostatni raz w lustrze, przejechał palcami wzdłuż blond pasemek i opuścił pomieszczenie. Skierował się do pokoju jeszcze jednego członka rodziny, jedynego którego posiadał. Po cichu wszedł do pomieszczenia i odezwał się delikatnym głosem.
-Dziadku, dochodzi 6:00 rano. Zaraz przygotuje śniadanie i rozpocznie się twój ulubiony serial.
Dziadek chłopaka otworzył oczy i popatrzał na swojego wnuka. Uśmiechnął się do niego w podziękowaniu i z nieukrywaną dumą skinął głową. Brunet odwzajemnił uśmiech i zamknął po cichu drzwi. Kolejny raz westchnął i ze znudzeniem poszedł do kuchni. Włączył radio, z którego od razu dało usłyszeć się ciężkie brzmienie gitary i perkusji, jako że była to ulubiona stacja dziewiętnastolatka i nigdy nie słuchał innej.
Chłopak zaczął przygotowywać śniadanie nucąc pod nosem muzykę. Przygotowywał jajecznice, jako że była to jego specjalność i wiedział, że nie zepsuje jej przyrządzenia. Kiedyś zawsze przyrządzał te proste danie dla całej rodziny i było ono wychwalane pod niebiosa, dlatego nie zaprzestał tego. Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego wszystkim tak bardzo smakowała. Dla niego była zwykłą jajecznicą.
Kiedy danie było w połowie przyrządzone i znajdowało się już na patelni brunet spojrzał przez okno. Słońce wschodziło, na trawie osadzona rosa powoli się osuszała, a ptaki zaczynały wyśpiewywać nikomu nieznaną melodię. Calum uśmiechnął się delikatnie i spuścił wzrok na jajecznice. Ponownie zaczął śpiewać jedną ze swoich ulubionych piosenek, która miała zarezerwowane cztery minuty w tej stacji.
-No właśnie, na co ja czekam? - zadał na głos pytanie, nawiązując do tekstu piosenki o tytule ,,What Are You Waiting For?".
-Na mnie? - usłyszał głos i podniósł głowę. Uśmiechnął się do swojego dziadka i pokiwał twierdząco głową. Wyłożył jajecznice na talerzyki i po chwili znalazły one swoje miejsce na stole. Zajął miejsce na przeciwko swojego dziadka i uśmiechnął się do niego sięgając po widelec.
-Dużo masz dzisiaj pracy? - zapytał Ernest zajadając się jajecznicą. -Boże Calum, to smakuje jak niebo. - dodał, na co chłopak zaśmiał się i pokręcił nieporadnie głową.
-W sumie nie jestem do końca pewien. Zależy, co wymyśli mój szef - odparł również biorąc kęs śniadania. Dziadek chłopaka westchnął cicho i ponownie się odezwał.
-Może powinieneś poszukać pracy w innym miejscu?
-Teraz nie mam za bardzo na to czasu - odparł cicho. - Ta praca nie jest najgorsza, szczerze mówiąc. Poradzę sobie - Calum zapewnił mężczyznę uśmiechem, co on oczywiście zaakceptował.
Po kilkunastu minutach Calum był już w drodze do pracy. Musiał iść pieszo, ponieważ w samochodzie nie miał paliwa, a wypłaty jeszcze nie otrzymał. Zajęło mu to około pół godziny, oczywiście się spóźnił.
-Znowu spóźniony - westchnął drugi z pracowników, Leighton. Calum wzruszył ramionami i sięgnął po swój roboczy kombinezon. Wyszedł na zaplecze w celu przebrania się w owy strój i po chwili był gotów do pracy.
-Oliver dzisiaj będzie? - zapytał sięgając po jeden z kluczy leżący na prowizorycznym blacie, na którym znajdowały się inne narzędzia. Nie zauważył, że był on cały brudny, więc po chwili dłonie miał całe w smarze. Zaklął pod nosem i wytarł dłonie w kombinezon. Niestety, była to brudna robota.
-Powiedział, że przyjedzie bo ma do nas jakąś ważną sprawę - odpowiedział Leighton znudzonym tonem głosu. -Ciekawe, co teraz będzie od nas chciał.
-Mógłby nam już dać wypłatę - warknął Calum. - Jak on może być w ogóle naszym szefem? Nie ma o tym pojęcia i nawet nie liczy się z pracownikami.
-Zastanawiam się nad tym każdego dnia. Właścicielem tego warsztatu jest Bloom, więc to on powinien odpowiadać za wszystko, a nie ten szczeniak. Doskonale pamiętam jak tutaj było, kiedy twój ojciec był właścicielem.
-Lepiej bierzmy się za zmianę opon w tym audi, bo właściciel ma odebrać je o 8:00  - powiedział ostro Calum, na co Leighton tylko skinął głową.
            Około godziny 14:00, kiedy Calum i Leighton znaleźli czas na przerwę usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Oboje oderwali wzrok od swoich kanapek i spojrzeli na osobę, która przekroczyła próg. Przybycie Olivera spotkało się z taką samą reakcją obojga, jaką było przewrócenie oczami.
-Jezu jak tu śmierdzi - powiedział na wstępie, a Calum wstał ze swojego miejsca.
-To jest warsztat samochodowy, więc to jest raczej normalne - odpowiedział brunet podchodząc do swojego ,,szefa". Wpatrywał się w niego i używał całych swoich sił, żeby nie roześmiać się, kiedy widział jak otrzepuję on swój garnitur i chusteczką higieniczną zasłania nos, aby uchronić się przed nieprzyjemnym zapachem.
-Poważnie? - zapytał sarkastycznie i pokręcił tylko głową. -Przejdę do rzeczy. Macie swoje wypłaty. - powiedział i wyciągnął z kieszeni dwie koperty z pieniędzmi. Wyglądał komicznie, kiedy siłował się z ich wydostaniem, jako że jedną dłonią wciąż zasłaniał nos. Calum i Leighton przyjęli koperty, po czym czekali na kolejną zapewne mało ważną informację.
-Nie mamy za bardzo czasu, więc jeśli możesz się pospieszyć... - ponaglił Olivera Leighton, a on kaszlnął znacząco. Calum parsknął śmiechem na ten gest.
-Dzisiaj w posiadłości państwa Bloom odbywa się przyjęcie charytatywne. Potrzebuję dwóch parkingowych.
-Nie rozumiem po co mówisz o tym nam - powiedział Calum i skrzyżował ręce na piersi. Oliver od razu zmierzył go wzrokiem. Brunet wyjątkowo działał mu na nerwy i nie potrafił zdzierżyć jego bezczelnego zachowania, aroganckich komentarzy i wzroku, którym go obdarzał - własnego szefa. Zastanawiał się, dlaczego jeszcze go nie pozbawił tej pracy.
-Posłuchaj mnie Hood - warknął. - Zacznij lepiej używać swoich szarych komórek. Wy macie być tymi parkingowymi.
-Nie zgadzam się na to - odpowiedział Calum. -Możesz wziąć Leightona, prawda? - zapytał kolegę, a on skinął głową.
-Dlaczego? - zapytał mrużąc oczy. Calum zaśmiał się cicho.
-Bo siedzę w tym warsztacie tak dużo czasu, że potrzebuje chociaż chwile wytchnienia.
-Tak samo, jak potrzebujesz pieniędzy - uśmiechnął się cwano Oliver. - Z tego co wiem, to twoja sytuacja w domu jest bardzo... zła? Płace ekstra.
Calum po chwili namysłu i walki ze sobą odezwał się zezłoszczonym głosem.
-Dobra. O której to się zaczyna?
-O 19:00 - Oliver uśmiechnął się z satysfakcją. - Wasze stroje będą przygotowane, wybrałem białe koszule z długimi rękawami, żeby zakryły te wasze okropne tatuaże - powiedział z obrzydzeniem. - A teraz wybaczcie, ale moja dziewczyna czeka na mnie w swojej rezydencji.
Uśmiechnął się pogardliwie  i wyszedł z warsztatu trzaskając drzwiami. Calum zacisnął mocniej szczękę i pięści, po czym rzucił jedną ze szmat w kąt pomieszczenia. Był zdenerwowany i sfrustrowany. Nienawidził tego, jak Oliver z niego szydził i  naśmiewał się. Nie cierpiał sposobu w jaki mówił o jego sytuacji rodzinnej. A przede wszystkim nienawidził tego, że musiał przyznawać mu rację i ulegać jego wszelkim prośbą, jako że potrzebował pieniędzy i tej pracy.
-Gówno mnie interesuje to, że jego dziewczyna czeka na niego w rezydencji - warknął Leighton siadając na krześle. Z powrotem do ręki wziął swoją nadgryzioną kanapkę i kontynuował śniadanie.
-Pieprzony palant - dodał Calum i również uczynił to, co jego kolega. - To oglądałeś wczoraj ten mecz?
I na tym rozmowa o ich niedoświadczonym i niedojrzałym szefie się zakończyła.
*
-Boże te koszule są takie niewygodne - jęknął Calum zapinając ostatni guzik pod samą szyję.
-Zaraz się uduszę - powiedział Leighton. Oboje założyli swoje kamizelki i poprawili włosy przed lustrem.
-Nie wierzę, że musimy to robić. A mogłem teraz pić piwo i oglądać mecz- westchnął brunet, na co Leighton mu przytaknął i wspólnie wyszli z pomieszczenia, w którym mieli się przebrać. Calum poprawił jeszcze swoje spodnie i pokręcił z niedowierzaniem głową. Nienawidził spodni, które nie były rurkami.
-Okej, moi podwładni - usłyszeli głos Olivera, który ominął sporej ilości fontannę na ogrodzie i podszedł do nich. Calum odruchowo zacisnął dłonie w pięści oraz swoją szczękę. Jego krew w żyłach zaczęła szybciej pulsować, a on sam starał zapanować się nad ogarniającą go złością. - Chyba wiecie, co macie robić prawda? Wychodzicie przed bramę, przyjmujecie samochody, parkujecie je na parkingu obok, podchodzicie do Jerry'ego i dajecie mu kluczyki, a on już będzie wiedział, co z nimi zrobić. Rozumiecie?
-Nie jesteśmy idiotami - odparł Leighton, na co Oliver zaśmiał się.
-Oczywiście. A teraz do pracy.
            Po około dwóch godzinach Calum i Leighton byli pozbawieni jakiegokolwiek czucia w nogach. Posiadłość była ogromna, samochodów mnóstwo i pracy mieli co niemiara. Kiedy goście przestali się już zjeżdżać, nastolatkowie usiedli na murku obok parkingu, dokładnie na przeciwko ogromnej posiadłości państwa Bloom.
-Nie wiem jak może im się podobać takie życie - westchnął Leigthon. - Jeżdżą na jakieś nudne bankiety, ubierają się w te wszystkie niewygodne ubrania...
-Dla nich to jest normą - odparł Calum poluźniając trochę swój tandetny krawat.
-Popatrz na te wszystkie dziewczyny, które tutaj się kręcą po tym ,,podwórku". Długie spódnice, koszule zapięta pod samą szyją... Przecież one są na oko w naszym wieku.
-Szczerze mówiąc to nie ma na czym oka zawiesić - zaśmiał się Calum obserwując wszystkie nastolatki. Według Caluma wyglądały one naprawdę obciachowo, ubrania zasłaniały każdy centymetr ich ciała, a same wyglądały niesamowicie poważnie i nieatrakcyjnie.
Po kolejnych kilku godzinach Calum wykąpany i odświeżony położył się w swoim łóżku. Jęknął z bólu i zmęczenia, po czym nakrył się mocniej kołdrą. Zmęczenie dawało się we znaki, pulsowanie w skroniach nasilało się. Chłopak marzył jedynie o tym, żeby zapaść w głęboki sen i obudzić się, kiedy jego życie będzie wyglądało inaczej. Wiedział jednak, że takie coś nie będzie miało miejsca. Po kilkunastu minutach opadł całkowicie z sił i zasnął, śniąc o kolejnym szarym dniu, który miał mieć miejsce nazajutrz.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc mamy pierwszy rozdział...
Chciałam zacząć publikować to ff od 1 kwietnia, ale nie mogłam się doczekać :D
Mam nadzieję, że są tutaj moi starzy czytelnicy, ale również Ci nowi :) 
Co sądzicie o pierwszym rozdziale?
Bardzo proszę o pozostawienie komentarza, to dla mnie bardzo wiele znaczy. 

Następny rozdział pojawi się w sobotę : ) 

P.S Hashtag --> #TDKAUff
P.p.s Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to napiszcie do mnie na tt lub w komentarzu pod rozdziałem : ) 
Miłego tygodnia :)