CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Calum w pośpiechu kończył swoje
śniadanie, jednym okiem czytając poranną gazetę, którą kupił dla swojego
dziadka. Budzik zadzwonił według planu o 5:30, jednak Calum zbyt zmęczony
ciągłą pracą nie miał sił podnieść się z łóżka. Zaspał 40 minut i w dodatku
musiał zrobić zakupy, ponieważ w zeszłym tygodniu nie miał na to czasu. Nadmiar
pracy i obowiązków nie pozwoliły mu na choćby posprzątanie mieszkania. Dzisiaj
niestety miał pecha; w samochodzie zabrakło benzyny, a w sklepie była ogromna
kolejka. Calum zadzwonił do Leightona i powiadomił go o swoim spóźnieniu,
dlatego nie denerwował się aż tak bardzo.
-Dobra
dziadku, ja lecę – powiedział Calum pospiesznie wstając z krzesła. Włożył
talerz do zlewu, a wierzchem dłoni otarł usta. – Dzisiaj powinienem być
wcześniej, ale gdyby coś się działo to od razu dzwoń.
-Spokojnie,
nie jest ze mną tak źle – zaśmiał się mężczyzna. Calum ostatni raz się z nim
pożegnał i wybiegł z mieszkania. Skierował się wzdłuż chodnika prosto do swojej
pracy. Włożył słuchawki do uszu i wyszukał jedną z ulubionych piosenek
ostatnimi czasy. Zapiął bluzę i naciągnął mocniej jej rękawy na dłonie.
Dzisiejsza pogoda nie należała do najpiękniejszych; chmury miały odcień
ciemnego granatu, co chwila mógł poczuć mżawkę na swojej skórze, a słońce nie
było widoczne nawet przez kilka sekund.
Wsłuchany
w rytmiczne uderzenia perkusji i ciężkie brzmienie gitary elektrycznej nawet
nie zauważył, kiedy był na miejscu. Wszedł do pomieszczenia ściągając kaptur z
głowy i wyciągnął słuchawki z uszu.
-Przepraszam
stary – powiedział na wstępie do Leightona. Ten uśmiechnął się słabo.
-Spoko,
nie było dziś większego ruchu, więc daje radę. Teraz bierz kombinezon i spadaj
się przebrać.
Calum
uczynił to, co powiedział jego kolega i po chwili był gotów do pracy. Sięgnął
po wszelkie potrzebne narzędzia i skierował się do jednego z samochodów.
-Jako że
się spóźniłeś, dostajesz w nagrodę do naprawy to Volvo. Ja go nie chciałem
tykać.
Calum
obejrzał się i zatrzymał wzrok na domniemanym samochodzie. Jęknął cicho, kiedy
przypomniał sobie, co trzeba w nim naprawić. Wiedział już, że wcale nie będzie
to krótki dzień.
*
Calum
od kilku godzin siłował się z pechowym autem, co rusz przeklinając łamiące się
narzędzia i nie przynoszące efektów próby rozkręcenia silnika owego samochodu.
Chłopak był zdenerwowany i zmęczony, do tego cały ubrudzony różnymi smarami i
maziami. Sięgnął po jeden z kluczy i kolejny raz próbował odkręcić sporą śrubę.
-No ja
pierdole! – krzyknął sfrustrowany, kiedy klucz złamał się. Rzucił nim o podłogę
i podniósł się do pozycji stojącej, kiedy zobaczył stojące trzy osoby w
pomieszczeniu. Przetarł brudnym rękawem spocone czoło i wyczekująco spojrzał na
Leightona.
-Masz
gościa Calum – odpowiedział i ulotnił się z pomieszczenia na zaplecze. Calum
podszedł bliżej do stojących dwóch osób w progu i spojrzał na nich pytająco.
-Więc,
co panienka Bloom ode mnie chce? – zapytał chłopak spoglądając na dziewczynę.
Był co najmniej zszokowany pojawieniem się jej w tak brudnym miejscu jak to.
Ubrana była w czarną spódniczkę, białą koszulę zapiętą na ostatni guzik,
oczywiście starannie włożoną do spódniczki i czarną marynarkę, co tylko
potęgowało szok bruneta. Dziewczyna w ręku ściskała swoją torebkę będąc zapewne
zdenerwowaną.
-Chciałam
jedynie porozmawiać – powiedziała poważnie i zwróciła się do mężczyzny
stojącego obok. – Normanie, mógłbyś nas zostawić?
Calum
domyślił się, że był to lokaj państwa Bloom, ponieważ widział go parę razy,
kiedy znajdował się w rezydencji. Kiedy mężczyzna ukłonił się krótko i wyszedł
na zewnątrz chłopak omal nie parsknął śmiechem.
-Wiem,
że wiesz – powiedziała, a Calum uśmiechnął się tajemniczo i wytarł dłonie w
jedną ze szmat znajdujących się chwile temu na blacie.
-O
czym wiem? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
-O
tym, że… Wiesz – odparła jąkając się, co spotkało się z szerokim uśmiechem
bruneta.
-O
tym, że…?
-Że to
ja wtedy byłam w tym klubie.
-Tak
wiem – zaśmiał się. – Nie rozumiem tylko dlaczego.
-Po
prostu popełniłam błąd – szepnęła.
-Poważnie?
Popełniłaś błąd? Jezu dziewczyno… - zaśmiał się kpiąco. – Ktoś mógł cię
zgwałcić.
Dziewczyna
słysząc to wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze Caluma. Nerwowo oblizała swoje
usta i ścisnęła mocniej pasek torebki.
-Popełniłam
błąd.
-Zacięłaś
się? – zapytał retorycznie. – Dobra, przejdę do rzeczy. Po co tutaj przyszłaś?
-Chciałam
się upewnić, że nikt nie dowie się o tym, co się wydarzyło – powiedziała, a
Calum popatrzył na nią zdziwiony.
-Chcesz
się upewnić, że nic nikomu nie powiem? – zapytała zezłoszczony.
-Tak,
to jest właśnie to co mam na myśli.
-Wiesz
co? Ja już nawet nie pamiętam, kiedy ta impreza była. Nie jest to dla mnie
istotne i po co miałbym komukolwiek o tym mówić? To nie mój interes –
powiedział wymachując rękoma w powietrzu.
-Gdyby
ktokolwiek się o tym dowiedział, nie miałabym życia – powiedziała cicho. –Mogę
ci zapłacić.
Calum
uniósł brwi w geście zdziwienia, a po chwili parsknął śmiechem.
-Zapłacić
mi za milczenie? Chyba powinnaś już iść – powiedział podchodząc do samochodu.
Wypuścił drżący oddech ze swoich rozchylonych warg i pochylił się nad pojazdem,
kiedy dziewczyna ponownie się odezwała.
-Nie
chciałam cię urazić. Chce mieć pewność, że nikt się nie dowie.
-Powiedziałem,
żebyś wyszła. Mam dużo pracy – powtórzył zdenerwowany. Brunetka już się nie
odezwała tylko opuściła warsztat. Calum ponownie wyprostował się i przeczesał
palcami swoje włosy. Po chwili usłyszał kroki i wyjrzał, czy to aby na pewno
nie dziewczyna, jednak był to tylko Leighton.
-Stary,
co to miało być? – zapytał wyraźnie podekscytowany faktem, że córka właściciela
warsztatu przekroczyła próg tego miejsca.
-Nie
wiem, chyba zabłądziła – zaśmiał się Calum i potarł dłonią swój karka
wzruszając ramionami.
-Rozmawiałeś
z nią.
-Po
prostu pytałem po co przyszła. A teraz pomóż mi z tym cholernym Volvo po spędzę
tu całą noc – powiedział sfrustrowany uznając temat za zakończony.
Nie
mógł uwierzyć, że dziewczyna chciała zapłacić mu za nie piśnięcie ani jednego
słówka na temat jej małego wyskoku. Naprawdę była aż tak zdesperowana?
*
Zaspana
dziewczyna przetarła swoje przymknięte oczy i niechętnie podniosła się do
pozycji siedzącej. Rozejrzała się wokół i przeczesała palcami swoje włosy. Nie
miała ochoty dziś podnosić się z łóżka, jednak było to nieuniknione. Z
rodzicami jechała na spotkanie członków klubu, którego nazwy wymówić nie
potrafiła, a wieczorem w ich rezydencji odbywał się kolejny bankiet.
Brunetka
zeszła ze swojego ogromnego łóżka i podeszła do sporej wielkości okna. Sprawnym
ruchem odsłoniła ciężkie zasłony i otworzyła okna na szerokość. Oparła dłonie
na marmurowym parapecie i zaczerpnęła się świeżym powietrzem. Wyjrzała na ogród
i mogła zauważyć już pracujących ludzi, którzy wypełniali zadania wyznaczone
przez jej ojca i matkę. Czyszczenie fontanny, koszenie traw, przycinanie
żywopłotów. Obróciła się w stronę drzwi, kiedy usłyszała pukanie.
-Proszę
– odpowiedziała cicho i potarła swoje ramiona.
-Dzień
dobry panienko – usłyszała głos Margaret i uśmiechnęła się. Kobieta była jedną
z kucharek i przy okazji osób zajmujących się odpowiednim wyborem ubrań dla
dziewczyny.
-Dzień
dobry – odpowiedziała brunetka po czym uśmiechnęła się. Przymknęła okno, żeby
nie było przeciągu i zajęła miejsce na łóżku.
-Przywiozłam
panience śniadanie, ubrania wybrałam wczoraj wieczorem i czekają już w szafie.
-Dziękuję
Margaret.
Margaret
uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia zostawiając Rosalię samą. Dziewczyna
podeszła do wózka ze śniadaniem i podniosła przykrywkę jednej z tac. Przewróciła
oczami, kiedy zobaczyła na talerzu jajecznice. Nie lubiła jajecznicy, w dodatku
sądząc po jej kolorze i dodatkach w niej zawartych mogła stwierdzić, że dzisiaj
kolejny raz tę danie przyrządzał jej chłopak chcąc być romantycznym. Problem w
tym, że jego jajecznica nie smakowała brunetce, jako że była za słona i za
bardzo ścięta.
Rosalia odsunęła od siebie talerz i
sięgnęła po jedną z kanapek. Miała nadzieję, że naje się tylko tym, po czym
stwierdziła że musi jej wystarczyć nie zależnie od tego, czy zaspokoi ona jej
głód. Dziewczyna musi utrzymywać stałą wagę o ile nie stracić na niej kilka
kilogramów, żeby idealnie wyglądać we wszystkich eleganckich ubraniach.
Po śniadaniu brunetka odświeżyła się
w swojej osobistej łazience w jej pokoju i w samej bieliźnie wyszła do swojej
sypialni. Stanęła przed ogromnym lustrem i zaczęła uważnie przeglądać się w
nim, zastanawiając się co jeszcze musi w sobie poprawić. Po chwili jednak
zrezygnowała z tego i zaczęła zakładać ubrania, które przygotowała jej osoba do
tego upoważniona. Rosalia nie miała zbytnio szansy wyrazić własnej opinii na
temat ubrań, które nosi. Jako córka bardzo wpływowych ludzi musiała wyglądać
elegancko, gustownie i porządnie. Do tego skromnie, dlatego ubrania zakrywały
znaczną większość jej ciała.
Brunetka ubrana w kremową sukienkę
za kolano i białą marynarkę zeszła po szerokich schodach na hol. Poprawiła
swojego warkocza i opadającą na oczy grzywkę po czym przywitała się z jednym z
jej ulubionych pracowników.
-Dzień
dobry Normanie – uśmiechnęła się do niego, kiedy on ściągał swój płaszcz,
ponieważ dopiero co wrócił z ogródka.
-Dzień
dobry Rosalio. Jaki dzisiaj panienka ma humor? – zapytał poprawiając swój
smoking.
-Dobry
– ponownie się uśmiechnęła, jednak nie było w tym ani grama prawdy. Jej myśli
cały czas zaprzątała jedna sprawa. Nie dawało jej to spokoju, a ona nieustannie
myślała o niej mając nadzieję, że brunet, którego imienia nie znała, nie będzie
miał zamiaru zapewnić sobie trochę rozrywki, mówiąc wszystkim o jej
sekrecie.
-W takim
razie mam dla pani wiadomość. Pani matka kazała mi zawieść panienkę na godzinę
12:00 do pałacu kultury. Ma pani dzisiaj zostać instruktorką gry na skrzypcach.
Rosalia
słysząc to tylko skinęła głową. Nie mogła sprzeciwić się rodzicom, tym bardziej
że tego typu prowadzenie zajęć czy udział w innych publicznych wydarzeniach
wyrabiał rodzinie bardzo dobrą opinie. Poprawiła swoją fryzurę i dumnie wyszła
z rezydencji. Nałożyła na nos okulary przeciwsłoneczne i tuż obok Normana
skierowała się do limuzyny stojącej przed samym wejściem. Zgrabnie zeszła po
schodach z werandy i po chwili zajmowała miejsce w pojeździe.
*
Rosalia
znudzona wyglądała przez okna limuzyny nie skupiając na niczym większej uwagi
dłużej niż przez sekundę. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak niedojrzała była
dając namówić się swojej koleżance ze szkoły prywatnej na wyjście do klubu. Tak
bardzo chciała udowodnić jej, że nie jest kolejną damą z jej rodzinnego domu,
że postanowiła jej udowodnić, że się myli. Teraz wiedziała, że nigdy nie popełniła
większego błędu. Nie dość, że uciekła z domu to w dodatku omal nie stała jej
się krzywda. Gdyby nie brunet, który stanął w jej obronie i w pewnym sensie
zapewnił transport do domu, nie wiadomo co by się stało. Problem w tym, że
każdego dnia bała się, że to wszystko może się wydać. Gdyby chłopak powiedział
cokolwiek komukolwiek, ta osoba mogłaby wykorzystać to przeciwko niej i jej
rodzinie. Nie mogła zasypiać spokojnie z myślą, że następnego dnia może przeżyć
piekło.
-Czy
moglibyśmy pojechać do warsztatu mojego ojca, Normanie? – zapytała spoglądając
na lokaja. On spojrzał na nią przez przednie lusterko i uśmiechnął się.
-Jeżeli
panienka sobie tego życzy.
Dziewczyna
wypuściła drżący oddech i z powrotem oparła głowę o zagłówek. Cieszyła się, że
Norman nie zadawał pytań dotyczących jej chęci pojawienia się w tym miejscu;
nie widziałaby, co ma mu odpowiedzieć.
Po
kilkunastu minutach czarna limuzyna podjechała pod warsztat. Brunetka z gracją
wysiadła z pojazdu i poprawiła swój kremowy kapelusz. Ściągnęła okulary
przeciwsłoneczne i skierowała się do ciężkich mosiężnych drzwi.
-Zaczekaj
tutaj, Normanie – zwróciła się do mężczyzny, a on skinął głową. Rosalia wzięła
głęboki wdech i ze świstem wypuściła powietrze, po czym przekroczyła progi
warsztatu. Do jej uszu od razu dobiegła głośna muzyka, a do nozdrzy okropny
zapach benzyny. Hamując się przed zatkaniem nosa rozglądnęła się po
pomieszczeniu i zwiesiła swój wzrok na brunecie leżącym pod samochodem.
Odchrząknęła znacząco, na co ona zaprzestał czynności siłowania się z częścią
samochodu i stanął na równe nogi. Ubrudzonym rękawem przetarł spocone czoło i
jęknął, kiedy zobaczył brunetkę.
-Żartujesz
sobie ze mnie? – zapytał podchodząc do radia w celu ściszenia muzyki. Rosalia
spuściła tylko głowę i pokręciła głową. –Ile razy mam ci mówić, że nikt się nie
dowie o tym, że się upiłaś w klubie?
-Nie
mam co do tego pewności – powiedziała podnosząc dumnie głowę. Calum parsknął
śmiechem.
-Po
pierwsze: ten twój gustowny kapelusz zasłania twoje oczy i praktycznie całą
twarz – zaśmiał się, a ona zarumieniła się i ściągnęła część jej dzisiejszej
garderoby. – A po drugie: Od imprezy minęło bóg wie ile czasu; od ostatniego
razu, kiedy tutaj byłaś wydawałoby się, że jeszcze więcej. Wyluzuj.
-Nie
mogę ,,wyluzować”, ponieważ nie jestem pewna czy mnie nie wydasz.
Calum
westchnął ciężko i pokręcił głową.
-W
sumie gdybyś dała mi kasę to też nie miałabyś pewności, że nic nie powiem.
Przecież mógłbym wziąć pieniądze i cię wydać.
Rosalia
na to stwierdzenie nic nie odpowiedziała, tylko z przerażaniem wpatrywała się w
niego. Jej oddech przyspieszył, a dłonie zaczęły się pocić.
-Nie
musisz być taka przerażona – Calum zaśmiał się. – Wyobraź sobie, że mam swoje
życie i własne problemy. Nie interesujesz mnie ani ty, ani twoja rodzinka.
Swoją drogą, co by się stało gdyby ktoś się dowiedział? Rodzice odcięli by ci
kieszonkowe? – Chłopak parsknął śmiechem.
-Przynajmniej
mam wystarczająco pieniędzy i nie muszę nigdzie dodatkowo pracować i się
ośmieszać przy okazji – powiedziała odważnie. Calum zmarszczył brwi w
niezrozumieniu.
-Idź
już, bo to serio nie ma sensu – stwierdził zrezygnowany chłopak. – Zawracasz mi
tylko głowę, kiedy ja mam naprawdę mnóstwo pracy.
-Przyszłam
tutaj w konkretnym celu.
-Powiedziałem,
żebyś się wynosiła – warknął brunet. – Nic nie powiem o tym całym gównie, w
które się wpakowałaś, a teraz spadaj.
Rosalia
obserwowała zdenerwowanego chłopaka do momentu, kiedy z powrotem położył się on
pod samochodem. Założyła swój kapelusz i ostatni raz spojrzała na bruneta, po
czym opuściła warsztat. Podeszła do limuzyny i założyła okulary
przeciwsłoneczne.
-Możemy
ruszać? – zapytał Norman, a dziewczyna dumnie skinęła głową. Zajęła miejsce w
pojeździe i nie odezwała się już ani słowem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, wszystkim. Mam tylko jedną wiadomość. Nie wiem, czy rozdziały będą się pojawiały bo nikt nie komentuje prócz jednej osoby i nikt nie zagłosował w ankiecie, więc stwierdzam, że nikt nie czyta.
Szanujcie choć trochę moją pracę i wyrażajcie swoją opinię na temat rozdziałów, to jest dla mnie bardzo ważne.