sobota, 28 marca 2015

Rozdział 4

      CZYTASZ=KOMENTUJESZ      

  Calum w pośpiechu kończył swoje śniadanie, jednym okiem czytając poranną gazetę, którą kupił dla swojego dziadka. Budzik zadzwonił według planu o 5:30, jednak Calum zbyt zmęczony ciągłą pracą nie miał sił podnieść się z łóżka. Zaspał 40 minut i w dodatku musiał zrobić zakupy, ponieważ w zeszłym tygodniu nie miał na to czasu. Nadmiar pracy i obowiązków nie pozwoliły mu na choćby posprzątanie mieszkania. Dzisiaj niestety miał pecha; w samochodzie zabrakło benzyny, a w sklepie była ogromna kolejka. Calum zadzwonił do Leightona i powiadomił go o swoim spóźnieniu, dlatego nie denerwował się aż tak bardzo.
-Dobra dziadku, ja lecę – powiedział Calum pospiesznie wstając z krzesła. Włożył talerz do zlewu, a wierzchem dłoni otarł usta. – Dzisiaj powinienem być wcześniej, ale gdyby coś się działo to od razu dzwoń.
-Spokojnie, nie jest ze mną tak źle – zaśmiał się mężczyzna. Calum ostatni raz się z nim pożegnał i wybiegł z mieszkania. Skierował się wzdłuż chodnika prosto do swojej pracy. Włożył słuchawki do uszu i wyszukał jedną z ulubionych piosenek ostatnimi czasy. Zapiął bluzę i naciągnął mocniej jej rękawy na dłonie. Dzisiejsza pogoda nie należała do najpiękniejszych; chmury miały odcień ciemnego granatu, co chwila mógł poczuć mżawkę na swojej skórze, a słońce nie było widoczne nawet przez kilka sekund.
Wsłuchany w rytmiczne uderzenia perkusji i ciężkie brzmienie gitary elektrycznej nawet nie zauważył, kiedy był na miejscu. Wszedł do pomieszczenia ściągając kaptur z głowy i wyciągnął słuchawki z uszu.
-Przepraszam stary – powiedział na wstępie do Leightona. Ten uśmiechnął się słabo.
-Spoko, nie było dziś większego ruchu, więc daje radę. Teraz bierz kombinezon i spadaj się przebrać.
Calum uczynił to, co powiedział jego kolega i po chwili był gotów do pracy. Sięgnął po wszelkie potrzebne narzędzia i skierował się do jednego z samochodów.
-Jako że się spóźniłeś, dostajesz w nagrodę do naprawy to Volvo. Ja go nie chciałem tykać.
Calum obejrzał się i zatrzymał wzrok na domniemanym samochodzie. Jęknął cicho, kiedy przypomniał sobie, co trzeba w nim naprawić. Wiedział już, że wcale nie będzie to krótki dzień.
*
Calum od kilku godzin siłował się z pechowym autem, co rusz przeklinając łamiące się narzędzia i nie przynoszące efektów próby rozkręcenia silnika owego samochodu. Chłopak był zdenerwowany i zmęczony, do tego cały ubrudzony różnymi smarami i maziami. Sięgnął po jeden z kluczy i kolejny raz próbował odkręcić sporą śrubę.
-No ja pierdole! – krzyknął sfrustrowany, kiedy klucz złamał się. Rzucił nim o podłogę i podniósł się do pozycji stojącej, kiedy zobaczył stojące trzy osoby w pomieszczeniu. Przetarł brudnym rękawem spocone czoło i wyczekująco spojrzał na Leightona.
-Masz gościa Calum – odpowiedział i ulotnił się z pomieszczenia na zaplecze. Calum podszedł bliżej do stojących dwóch osób w progu i spojrzał na nich pytająco.
-Więc, co panienka Bloom ode mnie chce? – zapytał chłopak spoglądając na dziewczynę. Był co najmniej zszokowany pojawieniem się jej w tak brudnym miejscu jak to. Ubrana była w czarną spódniczkę, białą koszulę zapiętą na ostatni guzik, oczywiście starannie włożoną do spódniczki i czarną marynarkę, co tylko potęgowało szok bruneta. Dziewczyna w ręku ściskała swoją torebkę będąc zapewne zdenerwowaną.
-Chciałam jedynie porozmawiać – powiedziała poważnie i zwróciła się do mężczyzny stojącego obok. – Normanie, mógłbyś nas zostawić?
Calum domyślił się, że był to lokaj państwa Bloom, ponieważ widział go parę razy, kiedy znajdował się w rezydencji. Kiedy mężczyzna ukłonił się krótko i wyszedł na zewnątrz chłopak omal nie parsknął śmiechem.
-Wiem, że wiesz – powiedziała, a Calum uśmiechnął się tajemniczo i wytarł dłonie w jedną ze szmat znajdujących się chwile temu na blacie.
-O czym wiem? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
-O tym, że… Wiesz – odparła jąkając się, co spotkało się z szerokim uśmiechem bruneta.
-O tym, że…?
-Że to ja wtedy byłam w tym klubie.
-Tak wiem – zaśmiał się. – Nie rozumiem tylko dlaczego.
-Po prostu popełniłam błąd – szepnęła.
-Poważnie? Popełniłaś błąd? Jezu dziewczyno… - zaśmiał się kpiąco. – Ktoś mógł cię zgwałcić.
Dziewczyna słysząc to wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze Caluma. Nerwowo oblizała swoje usta i ścisnęła mocniej pasek torebki.
-Popełniłam błąd.
-Zacięłaś się? – zapytał retorycznie. – Dobra, przejdę do rzeczy. Po co tutaj przyszłaś?
-Chciałam się upewnić, że nikt nie dowie się o tym, co się wydarzyło – powiedziała, a Calum popatrzył na nią zdziwiony.
-Chcesz się upewnić, że nic nikomu nie powiem? – zapytała zezłoszczony.
-Tak, to jest właśnie to co mam na myśli.
-Wiesz co? Ja już nawet nie pamiętam, kiedy ta impreza była. Nie jest to dla mnie istotne i po co miałbym komukolwiek o tym mówić? To nie mój interes – powiedział wymachując rękoma w powietrzu.
-Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, nie miałabym życia – powiedziała cicho. –Mogę ci zapłacić.
Calum uniósł brwi w geście zdziwienia, a po chwili parsknął śmiechem.
-Zapłacić mi za milczenie? Chyba powinnaś już iść – powiedział podchodząc do samochodu. Wypuścił drżący oddech ze swoich rozchylonych warg i pochylił się nad pojazdem, kiedy dziewczyna ponownie się odezwała.
-Nie chciałam cię urazić. Chce mieć pewność, że nikt się nie dowie.
-Powiedziałem, żebyś wyszła. Mam dużo pracy – powtórzył zdenerwowany. Brunetka już się nie odezwała tylko opuściła warsztat. Calum ponownie wyprostował się i przeczesał palcami swoje włosy. Po chwili usłyszał kroki i wyjrzał, czy to aby na pewno nie dziewczyna, jednak był to tylko Leighton.
-Stary, co to miało być? – zapytał wyraźnie podekscytowany faktem, że córka właściciela warsztatu przekroczyła próg tego miejsca.
-Nie wiem, chyba zabłądziła – zaśmiał się Calum i potarł dłonią swój karka wzruszając ramionami.
-Rozmawiałeś z nią.
-Po prostu pytałem po co przyszła. A teraz pomóż mi z tym cholernym Volvo po spędzę tu całą noc – powiedział sfrustrowany uznając temat za zakończony.
Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna chciała zapłacić mu za nie piśnięcie ani jednego słówka na temat jej małego wyskoku. Naprawdę była aż tak zdesperowana?
*
Zaspana dziewczyna przetarła swoje przymknięte oczy i niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się wokół i przeczesała palcami swoje włosy. Nie miała ochoty dziś podnosić się z łóżka, jednak było to nieuniknione. Z rodzicami jechała na spotkanie członków klubu, którego nazwy wymówić nie potrafiła, a wieczorem w ich rezydencji odbywał się kolejny bankiet.
Brunetka zeszła ze swojego ogromnego łóżka i podeszła do sporej wielkości okna. Sprawnym ruchem odsłoniła ciężkie zasłony i otworzyła okna na szerokość. Oparła dłonie na marmurowym parapecie i zaczerpnęła się świeżym powietrzem. Wyjrzała na ogród i mogła zauważyć już pracujących ludzi, którzy wypełniali zadania wyznaczone przez jej ojca i matkę. Czyszczenie fontanny, koszenie traw, przycinanie żywopłotów. Obróciła się w stronę drzwi, kiedy usłyszała pukanie.
-Proszę – odpowiedziała cicho i potarła swoje ramiona.
-Dzień dobry panienko – usłyszała głos Margaret i uśmiechnęła się. Kobieta była jedną z kucharek i przy okazji osób zajmujących się odpowiednim wyborem ubrań dla dziewczyny.
-Dzień dobry – odpowiedziała brunetka po czym uśmiechnęła się. Przymknęła okno, żeby nie było przeciągu i zajęła miejsce na łóżku.
-Przywiozłam panience śniadanie, ubrania wybrałam wczoraj wieczorem i czekają już w szafie.
-Dziękuję Margaret.
Margaret uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia zostawiając Rosalię samą. Dziewczyna podeszła do wózka ze śniadaniem i podniosła przykrywkę jednej z tac. Przewróciła oczami, kiedy zobaczyła na talerzu jajecznice. Nie lubiła jajecznicy, w dodatku sądząc po jej kolorze i dodatkach w niej zawartych mogła stwierdzić, że dzisiaj kolejny raz tę danie przyrządzał jej chłopak chcąc być romantycznym. Problem w tym, że jego jajecznica nie smakowała brunetce, jako że była za słona i za bardzo ścięta.
            Rosalia odsunęła od siebie talerz i sięgnęła po jedną z kanapek. Miała nadzieję, że naje się tylko tym, po czym stwierdziła że musi jej wystarczyć nie zależnie od tego, czy zaspokoi ona jej głód. Dziewczyna musi utrzymywać stałą wagę o ile nie stracić na niej kilka kilogramów, żeby idealnie wyglądać we wszystkich eleganckich ubraniach.
            Po śniadaniu brunetka odświeżyła się w swojej osobistej łazience w jej pokoju i w samej bieliźnie wyszła do swojej sypialni. Stanęła przed ogromnym lustrem i zaczęła uważnie przeglądać się w nim, zastanawiając się co jeszcze musi w sobie poprawić. Po chwili jednak zrezygnowała z tego i zaczęła zakładać ubrania, które przygotowała jej osoba do tego upoważniona. Rosalia nie miała zbytnio szansy wyrazić własnej opinii na temat ubrań, które nosi. Jako córka bardzo wpływowych ludzi musiała wyglądać elegancko, gustownie i porządnie. Do tego skromnie, dlatego ubrania zakrywały znaczną większość jej ciała.
            Brunetka ubrana w kremową sukienkę za kolano i białą marynarkę zeszła po szerokich schodach na hol. Poprawiła swojego warkocza i opadającą na oczy grzywkę po czym przywitała się z jednym z jej ulubionych pracowników.
-Dzień dobry Normanie – uśmiechnęła się do niego, kiedy on ściągał swój płaszcz, ponieważ dopiero co wrócił z ogródka.
-Dzień dobry Rosalio. Jaki dzisiaj panienka ma humor? – zapytał poprawiając swój smoking.
-Dobry – ponownie się uśmiechnęła, jednak nie było w tym ani grama prawdy. Jej myśli cały czas zaprzątała jedna sprawa. Nie dawało jej to spokoju, a ona nieustannie myślała o niej mając nadzieję, że brunet, którego imienia nie znała, nie będzie miał zamiaru zapewnić sobie trochę rozrywki, mówiąc wszystkim o jej sekrecie. 
-W takim razie mam dla pani wiadomość. Pani matka kazała mi zawieść panienkę na godzinę 12:00 do pałacu kultury. Ma pani dzisiaj zostać instruktorką gry na skrzypcach.
Rosalia słysząc to tylko skinęła głową. Nie mogła sprzeciwić się rodzicom, tym bardziej że tego typu prowadzenie zajęć czy udział w innych publicznych wydarzeniach wyrabiał rodzinie bardzo dobrą opinie. Poprawiła swoją fryzurę i dumnie wyszła z rezydencji. Nałożyła na nos okulary przeciwsłoneczne i tuż obok Normana skierowała się do limuzyny stojącej przed samym wejściem. Zgrabnie zeszła po schodach z werandy i po chwili zajmowała miejsce w pojeździe.
*
Rosalia znudzona wyglądała przez okna limuzyny nie skupiając na niczym większej uwagi dłużej niż przez sekundę. Nie mogła przestać myśleć o tym, jak niedojrzała była dając namówić się swojej koleżance ze szkoły prywatnej na wyjście do klubu. Tak bardzo chciała udowodnić jej, że nie jest kolejną damą z jej rodzinnego domu, że postanowiła jej udowodnić, że się myli. Teraz wiedziała, że nigdy nie popełniła większego błędu. Nie dość, że uciekła z domu to w dodatku omal nie stała jej się krzywda. Gdyby nie brunet, który stanął w jej obronie i w pewnym sensie zapewnił transport do domu, nie wiadomo co by się stało. Problem w tym, że każdego dnia bała się, że to wszystko może się wydać. Gdyby chłopak powiedział cokolwiek komukolwiek, ta osoba mogłaby wykorzystać to przeciwko niej i jej rodzinie. Nie mogła zasypiać spokojnie z myślą, że następnego dnia może przeżyć piekło.
-Czy moglibyśmy pojechać do warsztatu mojego ojca, Normanie? – zapytała spoglądając na lokaja. On spojrzał na nią przez przednie lusterko i uśmiechnął się.
-Jeżeli panienka sobie tego życzy.
Dziewczyna wypuściła drżący oddech i z powrotem oparła głowę o zagłówek. Cieszyła się, że Norman nie zadawał pytań dotyczących jej chęci pojawienia się w tym miejscu; nie widziałaby, co ma mu odpowiedzieć.
Po kilkunastu minutach czarna limuzyna podjechała pod warsztat. Brunetka z gracją wysiadła z pojazdu i poprawiła swój kremowy kapelusz. Ściągnęła okulary przeciwsłoneczne i skierowała się do ciężkich mosiężnych drzwi.
-Zaczekaj tutaj, Normanie – zwróciła się do mężczyzny, a on skinął głową. Rosalia wzięła głęboki wdech i ze świstem wypuściła powietrze, po czym przekroczyła progi warsztatu. Do jej uszu od razu dobiegła głośna muzyka, a do nozdrzy okropny zapach benzyny. Hamując się przed zatkaniem nosa rozglądnęła się po pomieszczeniu i zwiesiła swój wzrok na brunecie leżącym pod samochodem. Odchrząknęła znacząco, na co ona zaprzestał czynności siłowania się z częścią samochodu i stanął na równe nogi. Ubrudzonym rękawem przetarł spocone czoło i jęknął, kiedy zobaczył brunetkę.
-Żartujesz sobie ze mnie? – zapytał podchodząc do radia w celu ściszenia muzyki. Rosalia spuściła tylko głowę i pokręciła głową. –Ile razy mam ci mówić, że nikt się nie dowie o tym, że się upiłaś w klubie?
-Nie mam co do tego pewności – powiedziała podnosząc dumnie głowę. Calum parsknął śmiechem.
-Po pierwsze: ten twój gustowny kapelusz zasłania twoje oczy i praktycznie całą twarz – zaśmiał się, a ona zarumieniła się i ściągnęła część jej dzisiejszej garderoby. – A po drugie: Od imprezy minęło bóg wie ile czasu; od ostatniego razu, kiedy tutaj byłaś wydawałoby się, że jeszcze więcej. Wyluzuj.
-Nie mogę ,,wyluzować”, ponieważ nie jestem pewna czy mnie nie wydasz.
Calum westchnął ciężko i pokręcił głową.
-W sumie gdybyś dała mi kasę to też nie miałabyś pewności, że nic nie powiem. Przecież mógłbym wziąć pieniądze i cię wydać.
Rosalia na to stwierdzenie nic nie odpowiedziała, tylko z przerażaniem wpatrywała się w niego. Jej oddech przyspieszył, a dłonie zaczęły się pocić.
-Nie musisz być taka przerażona – Calum zaśmiał się. – Wyobraź sobie, że mam swoje życie i własne problemy. Nie interesujesz mnie ani ty, ani twoja rodzinka. Swoją drogą, co by się stało gdyby ktoś się dowiedział? Rodzice odcięli by ci kieszonkowe? – Chłopak parsknął śmiechem.
-Przynajmniej mam wystarczająco pieniędzy i nie muszę nigdzie dodatkowo pracować i się ośmieszać przy okazji – powiedziała odważnie. Calum zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
-Idź już, bo to serio nie ma sensu – stwierdził zrezygnowany chłopak. – Zawracasz mi tylko głowę, kiedy ja mam naprawdę mnóstwo pracy.
-Przyszłam tutaj w konkretnym celu.
-Powiedziałem, żebyś się wynosiła – warknął brunet. – Nic nie powiem o tym całym gównie, w które się wpakowałaś, a teraz spadaj.
Rosalia obserwowała zdenerwowanego chłopaka do momentu, kiedy z powrotem położył się on pod samochodem. Założyła swój kapelusz i ostatni raz spojrzała na bruneta, po czym opuściła warsztat. Podeszła do limuzyny i założyła okulary przeciwsłoneczne.
-Możemy ruszać? – zapytał Norman, a dziewczyna dumnie skinęła głową. Zajęła miejsce w pojeździe i nie odezwała się już ani słowem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, wszystkim. Mam tylko jedną wiadomość. Nie wiem, czy rozdziały będą się pojawiały bo nikt nie komentuje prócz jednej osoby i nikt nie zagłosował w ankiecie, więc stwierdzam, że nikt nie czyta. 

Szanujcie choć trochę moją pracę i wyrażajcie swoją opinię na temat rozdziałów, to jest dla mnie bardzo ważne. 



3 komentarze:

  1. Rozdzial 4 - GENIALNY<3 naprawde bardzo dobrze piszesz ;) mam nadzieje ze kolejne rozdzialy wkrotce sie pojawia :)
    PROSZE, JEZELI TO CZYTACIE TO ZOSTAWCIE KOMENTARZ, TO JEST DLA TEJ DZIEWCZYNY BARDZO WAZNE !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam każdy roździał i chociaż czasami nie uda mi się skomentować, to z niecierpliwością czekam na kolejne roździały!!! Roździał super, czekam na kolejny i na więcej akcji ;)
    Pisz dalej!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko to jest świetne!!!! Czekam na następny, proszę dodaj jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń