Calum niespokojnie przystępował z
nogi na nogę i co chwilę przeczesywał palcami swoje włosy. Promienie słońca
intensywnie wpadały przez okno w kuchni, a świeże powietrze pozwalało Calumowi
na choć trochę spokoju. Brunet niecierpliwie czekał aż lekarz, po którego
zadzwonił wyjdzie z pokoju jego dziadka i postawi diagnozę, która miał nadzieje
nie będzie zła. Sięgnął po szklankę z wodą i upił sporego łyka. Chłodny trunek
od razu orzeźwił bruneta, który wydawał się gotować w środku z nerwów i stresu.
Po kilkunastu kolejnych minutach usłyszał
dźwięk otwieranych drzwi. Podniósł się z krzesła w kuchni i czym prędzej
podszedł do zaniepokojonego lekarza. Przełknął głośno ślinę, po czym odezwał
się.
-I co
z nim? – zapytał, a lekarz westchnął cicho.
-Przypisałem
nowe leki o większej sile – powiedział wręczając Calumowi receptę. – Niestety
serce jest coraz słabsze, niedługo twój dziadek będzie musiał jeździć na wózku
inwalidzkim, jako że nie będzie miał siły chodzić o kulach.
Calum
słysząc to spuścił jedynie głowę. Czuł jak smutek opanowuje całe jego ciało.
-Nie
martw się na zapas – odezwał się ponownie doktor. –To po prostu przychodzi z
wiekiem. Ale twój dziadek nie może mieszkać w takich warunkach.
-W
jakich warunkach? – zapytał Calum podnosząc na niego swój wzrok.
-Nie
macie prądu, mieszkanie nie jest w najlepszym stanie – zaczął lekarz, na co
brunet zacisnął tylko dłonie w pięści. Jego ciało ogarnęła złość i
zdenerwowanie.
-Brak
prądu jest tylko chwilowy, a co do mieszkania to nie jest ono wcale w złym
stanie. – warknął Calum – Wszystko mam pod kontrolą i potrafię zająć się
własnym dziadkiem. A teraz przepraszam, ale spieszę się do pracy, więc jeśli
mógłby pan już pójść to byłbym wdzięczny.
Lekarz
tylko popatrzał na chłopaka i skinął głową, po czym wyszedł z mieszkania. Calum
ciężko usiadł na krześle i skrzyżował ręce na piersi. Nie cierpiał, kiedy ktoś
pouczał go na temat prowadzenia domu czy zapewniania odpowiedniej opieki
swojemu dziadkowi. Chłopak robił co w jego mocy, jednak czasem po prostu nie
był w stanie opłacić wszystkich rachunków i opłat, ale nigdy nie zdarzyła się
sytuacja, że Calum nie kupił leków swojemu dziadkowi czy lodówka świeciła
pustkami. Rezygnując ze swoich przyjemności miał potrzebne pieniądze na wydatki
związane z utrzymaniem Ernesta.
Calum podniósł się ze swojego
miejsca i poszedł do pokoju, w którym przebywał jego dziadek. Po cichu zajrzał
do środka i zobaczył śpiącego go na swoim łóżku. Chłopak zamknął drzwi i oparł
się o ścianę obok. Chciał uspokoić swoje emocje, więc stwierdził że uda się w
jedyne miejsce, w którym odnajdzie spokój.
*
Ciemne chmury natarczywie przysłaniały
promienie słońca oraz błękitne jak ocean niebo. Okolica była cicha; słychać
było jedynie śpiew ptaków, szelest liści pobliskich drzew oraz ciche rozmowy
przebywających w tym miejscu ludzi. Calum siedział na ławce opierając łokcie na
kolanach, a twarz schował w dłoniach. Co rusz wzdychał cicho starając się
zapanować nad cisnącymi się do oczu łzami. Ludzie wokół posyłali mu smutne i
litościwe spojrzenia, ale on nie zwracał na nie uwagi. Nie cierpiał pokazywać
swoich słabości, dlatego nie lubił, kiedy ktoś się nad nim litował.
-Przepraszam…-
szepnął i podniósł wzrok na znajdujące się naprzeciw dwa nagrobki. Wpatrywał
się w imiona swoich rodziców, a po jego policzku spłynęły samotne łzy.
–Przepraszam, że nie daje sobie rady.
Calum
był zawstydzony tym, że nie zawsze daje sobie radę. Przysiągł sobie, że po
śmierci rodziców nie podda się i będzie robił wszystko, aby pomimo młodego
wieku poradzić sobie ze wszystkimi trudami czekającymi na niego w przyszłości.
Niestety teraz tracił wiarę w możliwość normalnego życia. Bał się tego, co na
niego czyha za rogiem; bał się utraty ostatniej bliskiej osoby, która mu
została. Nie wiedział jak poradziłby sobie, kiedy zabrakłoby jego dziadka.
Chłopak zostałby wtedy całkowicie sam, nie miałby już nikogo. Nie podobała mu
się taka wizja. Brakowałoby mu codziennych rozmów przy śniadaniu, wspólnego
komentowania różnych seriali, grania w szachy i słuchania starych piosenek.
Calum nawet nie chciał do siebie dopuszczać tych myśli.
Szybkim ruchem otarł mokre od łez
policzki i nabrał powietrze do płuc, po czym wypuścił je ze świstem. Wyciągnął
z kieszeni telefon, kiedy poczuł wibracje. Zamglonym spojrzeniem spojrzał na
wyświetlacz i zobaczył wiadomość od Leightona. Westchnął głęboko kiedy
przeczytał, że Oliver każe im pracować w rezydencji państwa Bloom dzisiejszego
wieczoru. Niechętnie, ale musiał się zgodzić, jako że musiał uregulować
rachunki i zakupić nowe leki dla swojego dziadka. Schował telefon do kieszeni i
skierował wzrok z powrotem na nagrobki. Dłonie oparł za sobą i wpatrywał się w
nie kolejne kilka minut. Lubił spędzać czas ze swoimi rodzicami.
*
-Nie
mogę uwierzyć, że on nas do tego wynajął- powiedział wkurzony Leighton
zawiązując pod samą szyję swój krawat. Calum sfrustrowany uczynił to samo i
ostatni raz przeglądnął się w lustrze.
-W
dzień pracujemy na warsztacie, a wieczorem jesteśmy kelnerami – warknął brunet
wychodząc z pomieszczenia.- On się nami bawi czy faktycznie potrzebuje pomocy?
-On ma
satysfakcje z tego, kiedy widzi nas w tych obciachowych ciuchach – odparł Leighton.
–Jakbym wziął tę tacę i mu przypie-
-O tu
jesteście moje pingwiny – przywitał ich ochoczymi oklaskami Oliver. Calum robił
wszystko, żeby powstrzymać swoją pięść, która rwała się do spotkania z
policzkiem szefa. –Dzisiaj jesteście kelnerami na tym jakże uroczym przyjęciu
córek szefów firm, z którymi współpracuje pan Bloom. Teraz kilka zasad. Po
pierwsze: nie zatrzymujecie wzroku na żadnej z dziewczyn dłużej niż na 5
sekund. Po drugie: żadnego dotykania, uwodzenia, flirtowania. Jak nie, to was
wyrzucę. A teraz do pracy – skończył swój wywód wciskając czarne tace do ich
rąk. Leighton tylko pokręcił głową, a Calum zaklął pod nosem. Oboje udali się
do kuchni w celu przyjęcia swoich zadań i po chwili balansowali pomiędzy tłumem
ludzi oraz stolikami.
-Boże
jakie one są sztywne – powiedział na ucho Calumowi Leighton. Brunet zaśmiał się
i skinął głową. Mięło kilka godzin od całej imprezy, a dziewiętnastolatkowie
nie przystosowywali się do zasad, które narzucił im Oliver. Problem w tym, że
dziewczyny wydawały się być odporne na ich urok osobisty. Calum postawił pięć
kieliszków z szampanem na tacy i skierował się do grupki dziewczyn stojących w
niewielkim kółku. Śmiały się, jak dla Caluma zbyt słodko i rozmawiały o czymś
naprawdę nieinteresującym. Brunet przejechał palcami wzdłuż swoich idealnie
ułożonych blond pasemek i uśmiechnął się, po czym podszedł do nich.
-Może
szampana? – zapytał obserwując twarze roześmianych dziewczyn. One ochoczo
sięgnęły po kieliszki, co spotkało się z uśmiechem chłopaka. Wodził wzrokiem po
ich twarzach urządzając w głowie ranking, która z nich jest najpiękniejsza,
kiedy jedna z twarzy przykuła jego uwagę. Zawiesił spojrzenie na długowłosej
brunetce na dłużej niż 5 sekund, co ona wyczuła sądząc po tym, że również
obdarzyła go spojrzeniem. Kiedy spojrzała w jego oczy otworzyła szerzej swoje
usta, a w oczach pojawiło się zdezorientowanie.
-Panno
Bloom, ojciec panienki pannę prosi – podszedł do nich lokaj i zwracając się do
dziewczyny, która znajdowała się teraz w centrum uwagi Caluma. Chłopak otworzył
szeroko oczy w geście zdziwienia, na co ona przerażona rzuciła mu ostatnie
spojrzenie odchodząc w głąb tłumu. Calum posłał jej tylko cwany uśmiech, kiedy
odwróciła się w jego stronę i pokręcił głową.
Przez
resztę nocy wyszukiwał swoim spojrzeniem dziewczyny i robił wszystko, żeby
speszyła się lub zawstydziła. Doskonale wiedział, że go pamiętała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeju troche smutny ten rozdzial :( chcialo mi sie plakac jak on siedzial na cmentarzu ... ale ten rozdzial byl swietny <3 z niecierpliwoscja czekam na kolejne rozdzialy :)
OdpowiedzUsuń