Zgodnie
z zaprogramowaniem dźwięk budzika przerwał ciszę nocną dokładnie o 5:30. Jego
właściciel wzdrygnął się przez docierający hałas do jego uszu i z szaleńczym
oddechem podniósł się na rękach. Podświetlił lampeczkę w urządzeniu i kiedy
zobaczył, którą godzinę wskazuje jęknął cicho. Wyłączył irytujący dźwięk i ponownie torsem upadł na świeżą pościel. Przyłożył głowę do poduszki i
przytulił się do niej, po czym westchnął cicho. Nie miał pojęcia, jakim cudem
noc minęła tak szybko, ponieważ miał wrażenie jakby spał zaledwie 15 minut. Po
kilku minutach stwierdził jednak, że musi wstać i stawić czoła szarej,
codziennej rzeczywistości. Podniósł się ze swojego posłania i chwiejnym krokiem
podszedł do szafy z ubraniami. Nie miał do niej daleko, jako że jego pokój był
naprawdę mały i skromny, tak jak z resztą mieszkanie. Wybrał swoje czarne,
przetarte już ze starości rurki oraz jedną z zużytych już koszulek z wytartym
logiem zespołu. Chciał zakupić nowe ubrania, jako że te już się wysłużyły,
jednak praca jako mechanik nie przynosiła zbyt wiele dochodów. Wyszedł ze
swojego pokoju i w zaledwie czterech krokach pokonał salon, żeby znaleźć się w
łazience. Jęknął pod nosem, kiedy zobaczył jaki bałagan w niej panuje. Nie za
bardzo podobała mu się wizji sprzątania po pracy tym bardziej, że dzisiaj
czekał go naprawdę intensywny dzień.
Po kilkunastu minutach spędzonych w
łazience chłopak stwierdził, że jest gotowy by zacząć kolejny ciężki dzień.
Przeglądnął się ostatni raz w lustrze, przejechał palcami wzdłuż blond pasemek
i opuścił pomieszczenie. Skierował się do pokoju jeszcze jednego członka
rodziny, jedynego którego posiadał. Po cichu wszedł do pomieszczenia i odezwał
się delikatnym głosem.
-Dziadku,
dochodzi 6:00 rano. Zaraz przygotuje śniadanie i rozpocznie się twój ulubiony
serial.
Dziadek
chłopaka otworzył oczy i popatrzał na swojego wnuka. Uśmiechnął się do niego w
podziękowaniu i z nieukrywaną dumą skinął głową. Brunet odwzajemnił uśmiech i
zamknął po cichu drzwi. Kolejny raz westchnął i ze znudzeniem poszedł do
kuchni. Włączył radio, z którego od razu dało usłyszeć się ciężkie brzmienie
gitary i perkusji, jako że była to ulubiona stacja dziewiętnastolatka i nigdy
nie słuchał innej.
Chłopak
zaczął przygotowywać śniadanie nucąc pod nosem muzykę. Przygotowywał
jajecznice, jako że była to jego specjalność i wiedział, że nie zepsuje jej
przyrządzenia. Kiedyś zawsze przyrządzał te proste danie dla całej rodziny i
było ono wychwalane pod niebiosa, dlatego nie zaprzestał tego. Tak naprawdę nie
wiedział, dlaczego wszystkim tak bardzo smakowała. Dla niego była zwykłą
jajecznicą.
Kiedy
danie było w połowie przyrządzone i znajdowało się już na patelni brunet
spojrzał przez okno. Słońce wschodziło, na trawie osadzona rosa powoli się
osuszała, a ptaki zaczynały wyśpiewywać nikomu nieznaną melodię. Calum
uśmiechnął się delikatnie i spuścił wzrok na jajecznice. Ponownie zaczął
śpiewać jedną ze swoich ulubionych piosenek, która miała zarezerwowane cztery
minuty w tej stacji.
-No właśnie,
na co ja czekam? - zadał na głos pytanie, nawiązując do tekstu piosenki o
tytule ,,What Are You Waiting For?".
-Na
mnie? - usłyszał głos i podniósł głowę. Uśmiechnął się do swojego dziadka i
pokiwał twierdząco głową. Wyłożył jajecznice na talerzyki i po chwili znalazły
one swoje miejsce na stole. Zajął miejsce na przeciwko swojego dziadka i
uśmiechnął się do niego sięgając po widelec.
-Dużo
masz dzisiaj pracy? - zapytał Ernest zajadając się jajecznicą. -Boże Calum, to
smakuje jak niebo. - dodał, na co chłopak zaśmiał się i pokręcił nieporadnie
głową.
-W
sumie nie jestem do końca pewien. Zależy, co wymyśli mój szef - odparł również
biorąc kęs śniadania. Dziadek chłopaka westchnął cicho i ponownie się odezwał.
-Może
powinieneś poszukać pracy w innym miejscu?
-Teraz
nie mam za bardzo na to czasu - odparł cicho. - Ta praca nie jest najgorsza,
szczerze mówiąc. Poradzę sobie - Calum zapewnił mężczyznę uśmiechem, co on
oczywiście zaakceptował.
Po
kilkunastu minutach Calum był już w drodze do pracy. Musiał iść pieszo, ponieważ
w samochodzie nie miał paliwa, a wypłaty jeszcze nie otrzymał. Zajęło mu to
około pół godziny, oczywiście się spóźnił.
-Znowu
spóźniony - westchnął drugi z pracowników, Leighton. Calum wzruszył ramionami i
sięgnął po swój roboczy kombinezon. Wyszedł na zaplecze w celu przebrania się w
owy strój i po chwili był gotów do pracy.
-Oliver
dzisiaj będzie? - zapytał sięgając po jeden z kluczy leżący na prowizorycznym
blacie, na którym znajdowały się inne narzędzia. Nie zauważył, że był on cały
brudny, więc po chwili dłonie miał całe w smarze. Zaklął pod nosem i wytarł
dłonie w kombinezon. Niestety, była to brudna robota.
-Powiedział,
że przyjedzie bo ma do nas jakąś ważną sprawę - odpowiedział Leighton znudzonym
tonem głosu. -Ciekawe, co teraz będzie od nas chciał.
-Mógłby
nam już dać wypłatę - warknął Calum. - Jak on może być w ogóle naszym szefem?
Nie ma o tym pojęcia i nawet nie liczy się z pracownikami.
-Zastanawiam
się nad tym każdego dnia. Właścicielem tego warsztatu jest Bloom, więc to on
powinien odpowiadać za wszystko, a nie ten szczeniak. Doskonale pamiętam jak
tutaj było, kiedy twój ojciec był właścicielem.
-Lepiej
bierzmy się za zmianę opon w tym audi, bo właściciel ma odebrać je o 8:00 - powiedział ostro Calum, na co Leighton
tylko skinął głową.
Około godziny 14:00, kiedy Calum i
Leighton znaleźli czas na przerwę usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Oboje
oderwali wzrok od swoich kanapek i spojrzeli na osobę, która przekroczyła próg.
Przybycie Olivera spotkało się z taką samą reakcją obojga, jaką było
przewrócenie oczami.
-Jezu
jak tu śmierdzi - powiedział na wstępie, a Calum wstał ze swojego miejsca.
-To
jest warsztat samochodowy, więc to jest raczej normalne - odpowiedział brunet
podchodząc do swojego ,,szefa". Wpatrywał się w niego i używał całych
swoich sił, żeby nie roześmiać się, kiedy widział jak otrzepuję on swój
garnitur i chusteczką higieniczną zasłania nos, aby uchronić się przed
nieprzyjemnym zapachem.
-Poważnie?
- zapytał sarkastycznie i pokręcił tylko głową. -Przejdę do rzeczy. Macie swoje
wypłaty. - powiedział i wyciągnął z kieszeni dwie koperty z pieniędzmi.
Wyglądał komicznie, kiedy siłował się z ich wydostaniem, jako że jedną dłonią
wciąż zasłaniał nos. Calum i Leighton przyjęli koperty, po czym czekali na
kolejną zapewne mało ważną informację.
-Nie
mamy za bardzo czasu, więc jeśli możesz się pospieszyć... - ponaglił Olivera
Leighton, a on kaszlnął znacząco. Calum parsknął śmiechem na ten gest.
-Dzisiaj
w posiadłości państwa Bloom odbywa się przyjęcie charytatywne. Potrzebuję dwóch
parkingowych.
-Nie rozumiem
po co mówisz o tym nam - powiedział Calum i skrzyżował ręce na piersi. Oliver
od razu zmierzył go wzrokiem. Brunet wyjątkowo działał mu na nerwy i nie
potrafił zdzierżyć jego bezczelnego zachowania, aroganckich komentarzy i
wzroku, którym go obdarzał - własnego szefa. Zastanawiał się, dlaczego jeszcze
go nie pozbawił tej pracy.
-Posłuchaj
mnie Hood - warknął. - Zacznij lepiej używać swoich szarych komórek. Wy macie
być tymi parkingowymi.
-Nie
zgadzam się na to - odpowiedział Calum. -Możesz wziąć Leightona, prawda? -
zapytał kolegę, a on skinął głową.
-Dlaczego?
- zapytał mrużąc oczy. Calum zaśmiał się cicho.
-Bo
siedzę w tym warsztacie tak dużo czasu, że potrzebuje chociaż chwile
wytchnienia.
-Tak
samo, jak potrzebujesz pieniędzy - uśmiechnął się cwano Oliver. - Z tego co
wiem, to twoja sytuacja w domu jest bardzo... zła? Płace ekstra.
Calum
po chwili namysłu i walki ze sobą odezwał się zezłoszczonym głosem.
-Dobra.
O której to się zaczyna?
-O
19:00 - Oliver uśmiechnął się z satysfakcją. - Wasze stroje będą przygotowane,
wybrałem białe koszule z długimi rękawami, żeby zakryły te wasze okropne
tatuaże - powiedział z obrzydzeniem. - A teraz wybaczcie, ale moja dziewczyna
czeka na mnie w swojej rezydencji.
Uśmiechnął
się pogardliwie i wyszedł z warsztatu
trzaskając drzwiami. Calum zacisnął mocniej szczękę i pięści, po czym rzucił
jedną ze szmat w kąt pomieszczenia. Był zdenerwowany i sfrustrowany.
Nienawidził tego, jak Oliver z niego szydził i
naśmiewał się. Nie cierpiał sposobu w jaki mówił o jego sytuacji
rodzinnej. A przede wszystkim nienawidził tego, że musiał przyznawać mu rację i
ulegać jego wszelkim prośbą, jako że potrzebował pieniędzy i tej pracy.
-Gówno
mnie interesuje to, że jego dziewczyna czeka na niego w rezydencji - warknął
Leighton siadając na krześle. Z powrotem do ręki wziął swoją nadgryzioną
kanapkę i kontynuował śniadanie.
-Pieprzony
palant - dodał Calum i również uczynił to, co jego kolega. - To oglądałeś
wczoraj ten mecz?
I na
tym rozmowa o ich niedoświadczonym i niedojrzałym szefie się zakończyła.
*
-Boże
te koszule są takie niewygodne - jęknął Calum zapinając ostatni guzik pod samą
szyję.
-Zaraz
się uduszę - powiedział Leighton. Oboje założyli swoje kamizelki i poprawili
włosy przed lustrem.
-Nie
wierzę, że musimy to robić. A mogłem teraz pić piwo i oglądać mecz- westchnął
brunet, na co Leighton mu przytaknął i wspólnie wyszli z pomieszczenia, w
którym mieli się przebrać. Calum poprawił jeszcze swoje spodnie i pokręcił z
niedowierzaniem głową. Nienawidził spodni, które nie były rurkami.
-Okej,
moi podwładni - usłyszeli głos Olivera, który ominął sporej ilości fontannę na
ogrodzie i podszedł do nich. Calum odruchowo zacisnął dłonie w pięści oraz
swoją szczękę. Jego krew w żyłach zaczęła szybciej pulsować, a on sam starał
zapanować się nad ogarniającą go złością. - Chyba wiecie, co macie robić
prawda? Wychodzicie przed bramę, przyjmujecie samochody, parkujecie je na
parkingu obok, podchodzicie do Jerry'ego i dajecie mu kluczyki, a on już będzie
wiedział, co z nimi zrobić. Rozumiecie?
-Nie
jesteśmy idiotami - odparł Leighton, na co Oliver zaśmiał się.
-Oczywiście.
A teraz do pracy.
Po około dwóch godzinach Calum i
Leighton byli pozbawieni jakiegokolwiek czucia w nogach. Posiadłość była
ogromna, samochodów mnóstwo i pracy mieli co niemiara. Kiedy goście przestali
się już zjeżdżać, nastolatkowie usiedli na murku obok parkingu, dokładnie na
przeciwko ogromnej posiadłości państwa Bloom.
-Nie
wiem jak może im się podobać takie życie - westchnął Leigthon. - Jeżdżą na
jakieś nudne bankiety, ubierają się w te wszystkie niewygodne ubrania...
-Dla
nich to jest normą - odparł Calum poluźniając trochę swój tandetny krawat.
-Popatrz
na te wszystkie dziewczyny, które tutaj się kręcą po tym ,,podwórku".
Długie spódnice, koszule zapięta pod samą szyją... Przecież one są na oko w
naszym wieku.
-Szczerze
mówiąc to nie ma na czym oka zawiesić - zaśmiał się Calum obserwując wszystkie
nastolatki. Według Caluma wyglądały one naprawdę obciachowo, ubrania zasłaniały
każdy centymetr ich ciała, a same wyglądały niesamowicie poważnie i
nieatrakcyjnie.
Po
kolejnych kilku godzinach Calum wykąpany i odświeżony położył się w swoim
łóżku. Jęknął z bólu i zmęczenia, po czym nakrył się mocniej kołdrą. Zmęczenie
dawało się we znaki, pulsowanie w skroniach nasilało się. Chłopak marzył
jedynie o tym, żeby zapaść w głęboki sen i obudzić się, kiedy jego życie będzie
wyglądało inaczej. Wiedział jednak, że takie coś nie będzie miało miejsca. Po
kilkunastu minutach opadł całkowicie z sił i zasnął, śniąc o kolejnym szarym
dniu, który miał mieć miejsce nazajutrz.
Zgodnie
z zaprogramowaniem dźwięk budzika przerwał ciszę nocną dokładnie o 5:30. Jego
właściciel wzdrygnął się przez docierający hałas do jego uszu i z szaleńczym
oddechem podniósł się na rękach. Podświetlił lampeczkę w urządzeniu i kiedy
zobaczył, którą godzinę wskazuje jęknął cicho. Wyłączył irytujący dźwięk i ponownie torsem upadł na świeżą pościel. Przyłożył głowę do poduszki i
przytulił się do niej, po czym westchnął cicho. Nie miał pojęcia, jakim cudem
noc minęła tak szybko, ponieważ miał wrażenie jakby spał zaledwie 15 minut. Po
kilku minutach stwierdził jednak, że musi wstać i stawić czoła szarej,
codziennej rzeczywistości. Podniósł się ze swojego posłania i chwiejnym krokiem
podszedł do szafy z ubraniami. Nie miał do niej daleko, jako że jego pokój był
naprawdę mały i skromny, tak jak z resztą mieszkanie. Wybrał swoje czarne,
przetarte już ze starości rurki oraz jedną z zużytych już koszulek z wytartym
logiem zespołu. Chciał zakupić nowe ubrania, jako że te już się wysłużyły,
jednak praca jako mechanik nie przynosiła zbyt wiele dochodów. Wyszedł ze
swojego pokoju i w zaledwie czterech krokach pokonał salon, żeby znaleźć się w
łazience. Jęknął pod nosem, kiedy zobaczył jaki bałagan w niej panuje. Nie za
bardzo podobała mu się wizji sprzątania po pracy tym bardziej, że dzisiaj
czekał go naprawdę intensywny dzień.
Po kilkunastu minutach spędzonych w
łazience chłopak stwierdził, że jest gotowy by zacząć kolejny ciężki dzień.
Przeglądnął się ostatni raz w lustrze, przejechał palcami wzdłuż blond pasemek
i opuścił pomieszczenie. Skierował się do pokoju jeszcze jednego członka
rodziny, jedynego którego posiadał. Po cichu wszedł do pomieszczenia i odezwał
się delikatnym głosem.
-Dziadku,
dochodzi 6:00 rano. Zaraz przygotuje śniadanie i rozpocznie się twój ulubiony
serial.
Dziadek
chłopaka otworzył oczy i popatrzał na swojego wnuka. Uśmiechnął się do niego w
podziękowaniu i z nieukrywaną dumą skinął głową. Brunet odwzajemnił uśmiech i
zamknął po cichu drzwi. Kolejny raz westchnął i ze znudzeniem poszedł do
kuchni. Włączył radio, z którego od razu dało usłyszeć się ciężkie brzmienie
gitary i perkusji, jako że była to ulubiona stacja dziewiętnastolatka i nigdy
nie słuchał innej.
Chłopak
zaczął przygotowywać śniadanie nucąc pod nosem muzykę. Przygotowywał
jajecznice, jako że była to jego specjalność i wiedział, że nie zepsuje jej
przyrządzenia. Kiedyś zawsze przyrządzał te proste danie dla całej rodziny i
było ono wychwalane pod niebiosa, dlatego nie zaprzestał tego. Tak naprawdę nie
wiedział, dlaczego wszystkim tak bardzo smakowała. Dla niego była zwykłą
jajecznicą.
Kiedy
danie było w połowie przyrządzone i znajdowało się już na patelni brunet
spojrzał przez okno. Słońce wschodziło, na trawie osadzona rosa powoli się
osuszała, a ptaki zaczynały wyśpiewywać nikomu nieznaną melodię. Calum
uśmiechnął się delikatnie i spuścił wzrok na jajecznice. Ponownie zaczął
śpiewać jedną ze swoich ulubionych piosenek, która miała zarezerwowane cztery
minuty w tej stacji.
-No właśnie,
na co ja czekam? - zadał na głos pytanie, nawiązując do tekstu piosenki o
tytule ,,What Are You Waiting For?".
-Na
mnie? - usłyszał głos i podniósł głowę. Uśmiechnął się do swojego dziadka i
pokiwał twierdząco głową. Wyłożył jajecznice na talerzyki i po chwili znalazły
one swoje miejsce na stole. Zajął miejsce na przeciwko swojego dziadka i
uśmiechnął się do niego sięgając po widelec.
-Dużo
masz dzisiaj pracy? - zapytał Ernest zajadając się jajecznicą. -Boże Calum, to
smakuje jak niebo. - dodał, na co chłopak zaśmiał się i pokręcił nieporadnie
głową.
-W
sumie nie jestem do końca pewien. Zależy, co wymyśli mój szef - odparł również
biorąc kęs śniadania. Dziadek chłopaka westchnął cicho i ponownie się odezwał.
-Może
powinieneś poszukać pracy w innym miejscu?
-Teraz
nie mam za bardzo na to czasu - odparł cicho. - Ta praca nie jest najgorsza,
szczerze mówiąc. Poradzę sobie - Calum zapewnił mężczyznę uśmiechem, co on
oczywiście zaakceptował.
Po
kilkunastu minutach Calum był już w drodze do pracy. Musiał iść pieszo, ponieważ
w samochodzie nie miał paliwa, a wypłaty jeszcze nie otrzymał. Zajęło mu to
około pół godziny, oczywiście się spóźnił.
-Znowu
spóźniony - westchnął drugi z pracowników, Leighton. Calum wzruszył ramionami i
sięgnął po swój roboczy kombinezon. Wyszedł na zaplecze w celu przebrania się w
owy strój i po chwili był gotów do pracy.
-Oliver
dzisiaj będzie? - zapytał sięgając po jeden z kluczy leżący na prowizorycznym
blacie, na którym znajdowały się inne narzędzia. Nie zauważył, że był on cały
brudny, więc po chwili dłonie miał całe w smarze. Zaklął pod nosem i wytarł
dłonie w kombinezon. Niestety, była to brudna robota.
-Powiedział,
że przyjedzie bo ma do nas jakąś ważną sprawę - odpowiedział Leighton znudzonym
tonem głosu. -Ciekawe, co teraz będzie od nas chciał.
-Mógłby
nam już dać wypłatę - warknął Calum. - Jak on może być w ogóle naszym szefem?
Nie ma o tym pojęcia i nawet nie liczy się z pracownikami.
-Zastanawiam
się nad tym każdego dnia. Właścicielem tego warsztatu jest Bloom, więc to on
powinien odpowiadać za wszystko, a nie ten szczeniak. Doskonale pamiętam jak
tutaj było, kiedy twój ojciec był właścicielem.
-Lepiej
bierzmy się za zmianę opon w tym audi, bo właściciel ma odebrać je o 8:00 - powiedział ostro Calum, na co Leighton
tylko skinął głową.
Około godziny 14:00, kiedy Calum i
Leighton znaleźli czas na przerwę usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi. Oboje
oderwali wzrok od swoich kanapek i spojrzeli na osobę, która przekroczyła próg.
Przybycie Olivera spotkało się z taką samą reakcją obojga, jaką było
przewrócenie oczami.
-Jezu
jak tu śmierdzi - powiedział na wstępie, a Calum wstał ze swojego miejsca.
-To
jest warsztat samochodowy, więc to jest raczej normalne - odpowiedział brunet
podchodząc do swojego ,,szefa". Wpatrywał się w niego i używał całych
swoich sił, żeby nie roześmiać się, kiedy widział jak otrzepuję on swój
garnitur i chusteczką higieniczną zasłania nos, aby uchronić się przed
nieprzyjemnym zapachem.
-Poważnie?
- zapytał sarkastycznie i pokręcił tylko głową. -Przejdę do rzeczy. Macie swoje
wypłaty. - powiedział i wyciągnął z kieszeni dwie koperty z pieniędzmi.
Wyglądał komicznie, kiedy siłował się z ich wydostaniem, jako że jedną dłonią
wciąż zasłaniał nos. Calum i Leighton przyjęli koperty, po czym czekali na
kolejną zapewne mało ważną informację.
-Nie
mamy za bardzo czasu, więc jeśli możesz się pospieszyć... - ponaglił Olivera
Leighton, a on kaszlnął znacząco. Calum parsknął śmiechem na ten gest.
-Dzisiaj
w posiadłości państwa Bloom odbywa się przyjęcie charytatywne. Potrzebuję dwóch
parkingowych.
-Nie rozumiem
po co mówisz o tym nam - powiedział Calum i skrzyżował ręce na piersi. Oliver
od razu zmierzył go wzrokiem. Brunet wyjątkowo działał mu na nerwy i nie
potrafił zdzierżyć jego bezczelnego zachowania, aroganckich komentarzy i
wzroku, którym go obdarzał - własnego szefa. Zastanawiał się, dlaczego jeszcze
go nie pozbawił tej pracy.
-Posłuchaj
mnie Hood - warknął. - Zacznij lepiej używać swoich szarych komórek. Wy macie
być tymi parkingowymi.
-Nie
zgadzam się na to - odpowiedział Calum. -Możesz wziąć Leightona, prawda? -
zapytał kolegę, a on skinął głową.
-Dlaczego?
- zapytał mrużąc oczy. Calum zaśmiał się cicho.
-Bo
siedzę w tym warsztacie tak dużo czasu, że potrzebuje chociaż chwile
wytchnienia.
-Tak
samo, jak potrzebujesz pieniędzy - uśmiechnął się cwano Oliver. - Z tego co
wiem, to twoja sytuacja w domu jest bardzo... zła? Płace ekstra.
Calum
po chwili namysłu i walki ze sobą odezwał się zezłoszczonym głosem.
-Dobra.
O której to się zaczyna?
-O
19:00 - Oliver uśmiechnął się z satysfakcją. - Wasze stroje będą przygotowane,
wybrałem białe koszule z długimi rękawami, żeby zakryły te wasze okropne
tatuaże - powiedział z obrzydzeniem. - A teraz wybaczcie, ale moja dziewczyna
czeka na mnie w swojej rezydencji.
Uśmiechnął
się pogardliwie i wyszedł z warsztatu
trzaskając drzwiami. Calum zacisnął mocniej szczękę i pięści, po czym rzucił
jedną ze szmat w kąt pomieszczenia. Był zdenerwowany i sfrustrowany.
Nienawidził tego, jak Oliver z niego szydził i
naśmiewał się. Nie cierpiał sposobu w jaki mówił o jego sytuacji
rodzinnej. A przede wszystkim nienawidził tego, że musiał przyznawać mu rację i
ulegać jego wszelkim prośbą, jako że potrzebował pieniędzy i tej pracy.
-Gówno
mnie interesuje to, że jego dziewczyna czeka na niego w rezydencji - warknął
Leighton siadając na krześle. Z powrotem do ręki wziął swoją nadgryzioną
kanapkę i kontynuował śniadanie.
-Pieprzony
palant - dodał Calum i również uczynił to, co jego kolega. - To oglądałeś
wczoraj ten mecz?
I na
tym rozmowa o ich niedoświadczonym i niedojrzałym szefie się zakończyła.
*
-Boże
te koszule są takie niewygodne - jęknął Calum zapinając ostatni guzik pod samą
szyję.
-Zaraz
się uduszę - powiedział Leighton. Oboje założyli swoje kamizelki i poprawili
włosy przed lustrem.
-Nie
wierzę, że musimy to robić. A mogłem teraz pić piwo i oglądać mecz- westchnął
brunet, na co Leighton mu przytaknął i wspólnie wyszli z pomieszczenia, w
którym mieli się przebrać. Calum poprawił jeszcze swoje spodnie i pokręcił z
niedowierzaniem głową. Nienawidził spodni, które nie były rurkami.
-Okej,
moi podwładni - usłyszeli głos Olivera, który ominął sporej ilości fontannę na
ogrodzie i podszedł do nich. Calum odruchowo zacisnął dłonie w pięści oraz
swoją szczękę. Jego krew w żyłach zaczęła szybciej pulsować, a on sam starał
zapanować się nad ogarniającą go złością. - Chyba wiecie, co macie robić
prawda? Wychodzicie przed bramę, przyjmujecie samochody, parkujecie je na
parkingu obok, podchodzicie do Jerry'ego i dajecie mu kluczyki, a on już będzie
wiedział, co z nimi zrobić. Rozumiecie?
-Nie
jesteśmy idiotami - odparł Leighton, na co Oliver zaśmiał się.
-Oczywiście.
A teraz do pracy.
Po około dwóch godzinach Calum i
Leighton byli pozbawieni jakiegokolwiek czucia w nogach. Posiadłość była
ogromna, samochodów mnóstwo i pracy mieli co niemiara. Kiedy goście przestali
się już zjeżdżać, nastolatkowie usiedli na murku obok parkingu, dokładnie na
przeciwko ogromnej posiadłości państwa Bloom.
-Nie
wiem jak może im się podobać takie życie - westchnął Leigthon. - Jeżdżą na
jakieś nudne bankiety, ubierają się w te wszystkie niewygodne ubrania...
-Dla
nich to jest normą - odparł Calum poluźniając trochę swój tandetny krawat.
-Popatrz
na te wszystkie dziewczyny, które tutaj się kręcą po tym ,,podwórku".
Długie spódnice, koszule zapięta pod samą szyją... Przecież one są na oko w
naszym wieku.
-Szczerze
mówiąc to nie ma na czym oka zawiesić - zaśmiał się Calum obserwując wszystkie
nastolatki. Według Caluma wyglądały one naprawdę obciachowo, ubrania zasłaniały
każdy centymetr ich ciała, a same wyglądały niesamowicie poważnie i
nieatrakcyjnie.
Po
kolejnych kilku godzinach Calum wykąpany i odświeżony położył się w swoim
łóżku. Jęknął z bólu i zmęczenia, po czym nakrył się mocniej kołdrą. Zmęczenie
dawało się we znaki, pulsowanie w skroniach nasilało się. Chłopak marzył
jedynie o tym, żeby zapaść w głęboki sen i obudzić się, kiedy jego życie będzie
wyglądało inaczej. Wiedział jednak, że takie coś nie będzie miało miejsca. Po
kilkunastu minutach opadł całkowicie z sił i zasnął, śniąc o kolejnym szarym
dniu, który miał mieć miejsce nazajutrz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc mamy pierwszy rozdział...
Chciałam zacząć publikować to ff od 1 kwietnia, ale nie mogłam się doczekać :D
Mam nadzieję, że są tutaj moi starzy czytelnicy, ale również Ci nowi :)
Co sądzicie o pierwszym rozdziale?
Bardzo proszę o pozostawienie komentarza, to dla mnie bardzo wiele znaczy.
Następny rozdział pojawi się w sobotę : )
P.S Hashtag --> #TDKAUff
P.p.s Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to napiszcie do mnie na tt lub w komentarzu pod rozdziałem : )
Miłego tygodnia :)
Ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńSuper !! Na pewno będę czytać :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna ^^ na pewno będę czekać na następne rozdziały x
OdpowiedzUsuńZ checia bede czytac kolejne rozdzialy <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zapowiada! :) Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuń@mruuczus
Świetnie się zapowiada! :) Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuń@mruuczus
Super , wciągające czekam ma nexta ����
OdpowiedzUsuń// @julcia11d
Rozdział super!!! Już się nie mogę doczekać następnego!! :)
OdpowiedzUsuń