niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 8

            Kolejne przyjęcie w rezydencji Rosali nie było żadną nowością. Dziewczyna znudzona opierała się o jeden z filarów na środku ogromnego holu obserwując ludzi znajdujących się wokół. Mężczyźni ubrani w garnitury, kobiety w drogie sukienki którzy nieustannie uśmiechali się do siebie tylko po to, żeby ukręcić dobre interesy. Rosalia stała samotnie, co jakiś czas zaczepiana przez nowych gości.
-Rosalio, może porozmawiasz z którymś z gości? – zapytała mama dziewczyny podchodząc do niej. Poprawiła jej sukienkę, co Rose skwitowała cichym westchnieniem.
-Potrafię sama o siebie zadbać – powiedziała w końcu, kiedy matka nie dawała jej spokoju. Urażona spojrzała na swoją córkę, jednak nie skomentowała tego.
-Idź chociaż w głąb pomieszczenia. Nie stój tak na odludziu – warknęła i odeszła w stronę jednej z kobiet. Rosalia westchnęła cicho i podeszła do Normana, który stał również na uboczu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym ponownie rozglądnęła się szukając wzrokiem tylko jednej osoby. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła chłopaka chodzącego z tacą na której ustawione były kieliszki.
-Czemu panienka tak bacznie obserwuje tego młodzieńca? – zapytał cicho Norman, na co dziewczyna od razu odwróciła wzrok.
-Nie prawda.
-Prawda.
-Po prostu on jest moją nadzieją – uśmiechnęła się delikatnie. – Nadzieją na lepsze życie.
-Kiedy rodzice panienki to odkryją, bądź panienki chłopak to będzie naprawdę źle.
-Spokojnie Normanie – powiedziała klepiąc lokaja po ramieniu. –Nie musisz się martwić, nikt się nie dowie.
Rosalia w ostatnich dniach dużo rozmawiała z Calumem. Był on naprawdę złośliwy w stosunku do niej, często zirytowany i arogancki, jednak dziewczyna była podekscytowana na każde spotkanie z nim. Za każdym razem dowiadywała się nowych rzeczy i zauważyła po sobie, że zaczęła się nieco rozluźniać. Dzisiaj pierwszy raz sprzeciwiła się swojej matce. Chociaż chodziło o małą rzecz, to naprawdę dało jej to dużą satysfakcję. Z niecierpliwością czekała na to, co ma wydarzyć się w przyszłości. Miała nadzieję, że spotka ją jeszcze wiele niespodzianek.
Dziewczyna oparła się o ścianę i zobaczyła, że ktoś jej się przygląda. Zmrużyła delikatnie oczy i zobaczyła Olivera. Uśmiechnął się do niej i puścił całusa w powietrzu, na co ona również odpowiedziała mu uśmiechem.
-Zabieram cię jutro na plaże – usłyszała szept przy swoim uchu i podskoczyła ze strachu. Odwróciła się w za siebie i zobaczyła opierającego się ścianę tuż za nią Caluma. Stał nieco skulony chcąc zapewne nie zostać przyłapany na rozmowie z Rosalią. –Piszesz się na to?
-Tak, mogę iść na plaże –odpowiedziała poprawiając swojego idealnego warkocza. Calum obserwował ją przez chwilę po czym spuścił wzrok.
-Okej, pod wieczór będę czekał przed bramą –uśmiechnął się uwodzicielsko.
-Dobrze, razem z Normanem wyjdziemy wtedy.
-Raczej nie. Idziemy sami – powiedział przyglądając jej się uważnie. Rosalia otworzyła tylko szerzej usta.
-Jak sami? We dwójkę? –zapytała wystraszona, na co Calum zaśmiał się.
-Chcesz zaszaleć, a boisz się pójść sama z chłopakiem na plaże? – pokręcił głową z niedowierzaniem. –Cholera, to dopiero początek, Rose.
I tymi słowami zostawił ją pod ścianą na holu. Jej serce biło nieco szybciej niż powinno, a ręce trzęsły się. Bała się kolejnego dnia, jednak nie wiedziała dlaczego. Bardziej tego, że będzie sam na sam z chłopakiem czy tego, że może zostać przez niego wyśmiana?
Calum przystępował z nogi na nogę i przeczesywał swoje ułożone włosy smukłymi palcami. Ze zniecierpliwieniem czekał na Rosalię, która miała się lada chwila pojawić przed swoją rezydencją. Chłopak był zestresowany, bo jeżeli dziewczyna nie pospieszy się, może zostać on złapany przez swojego denerwującego szefa, co tylko spotęguje jego nienawiść do Caluma. A wtedy miałby on jeszcze gorzej niż teraz.
-No nareszcie – powiedział, kiedy dziewczyna wyszła przez bramę. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, a on zlustrował ją wzrokiem.  -Mam rozumieć, że nie masz innych ubrań w szafie? – zapytał unosząc jedną brew do góry. Rosalia popatrzała na swój strój i posmutniała lekko.
-Nie, nie mam –odpowiedziała, a Calum westchnął ciężko.
-Dobra. Dobra, nieważne. Po prostu chodźmy.
Rosalia przytaknęła i po chwili szła ramie w ramię z Calumem. Nie odzywali się, dziewczyna co jakiś czas jedynie spojrzała na twarz chłopaka z profilu. Wyglądał na skupionego, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.
-Daleko jest plaża na pieszo? – zapytała po dłuższej chwili. Chłopak pokręcił tylko głową. Wskazał palcem wskazującym naprzeciw ulicy, a twarz dziewczyny rozświetlił uśmiech.
-Właściwie jesteśmy na miejscu.
Rosalia uśmiechnęła się i szybkim krokiem podbiegła do Caluma, który nieco ją wyprzedził. Chłopak szedł wzdłuż chodnika pomiędzy różnymi budkami z jedzeniem i akcesoriami do pływania po czym stanął na piasku. Ściągnął swoje znoszone trampki i skarpetki, a dziewczyna popatrzała na niego w zastanowieniu. Po chwili jednak również ściągnęła swoje buty na obcasie, jednak miała na sobie rajstopy, więc nie miała tak wygodnie. Postawiła stopy na piasku i podążyła za Calumem. Chłopak usiadł w ustronnym miejscu, z dala od innych ludzi przy samym końcu plaży. Dziewczyna popatrzała na niego zdziwiona.
-Nie mamy żadnego koca? – zapytała, a Calum spojrzał na nią uważnie.
-A widziałaś, żebym jakikolwiek niósł?
-Przepraszam – powiedziała cicho.
-Po prostu usiądź.
Rosalia patrzyła przez  jeszcze chwilę na miejsce obok bruneta, po chwili z trudem siadając obok niego. Nie było jej wygodnie w spódniczce i rajstopach, a tym bardziej w marynarce i koszuli. Musiała jednak wyjść z domu ubrana właśnie w ten sposób.
Calum skrzyżował nogi w kostkach i wpatrywał się w słońce chowające się już za horyzontem, który wyznaczał ocean. Rosalia uczyniła dokładnie to samo.
-Możesz usiąść tak, jak ci wygodnie.– odpowiedział Calum opierając dłonie za sobą. Spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym przewrócił oczami. Był zirytowany, ale sam nie wiedział dlaczego.
-Denerwuje cię moje towarzystwo? – zapytała po chwili Rosalia. Calum westchnął ciężko zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Szczerze? Trochę tak – stwierdził, a dziewczynę zakuło coś w sercu. – Jeżeli chcesz zmienić coś w swoim życiu, musisz coś  zacząć robić w tym kierunku. Ja nie wykonam całej pracy za ciebie.
Brunetka przez kilkanaście sekund zastanawiała się nad tym wszystkim wyraźnie czując na sobie spojrzenie zirytowanego chłopaka. Po chwili w jej oczach stanęły łzy.
-Wiem, że jestem beznadziejna – powiedziała cicho i spuściła głowę na swoje dłonie. Calum zaklął pod nosem i plecami opadł na ciepły piasek. Złapał się za skronie zastanawiając się, co powinien teraz powiedzieć lub zrobić.
-Nie jesteś beznadziejna – warknął podnosząc się do pozycji siedzącej. Usiadł w siadzie skrzyżnym tuż obok niej i spojrzał na nią wyczekującym wzrokiem. Brunetka podniosła na niego swoje spojrzenie, a po jej policzku spłynęła jedna łza. –Nie rycz.
Tym stwierdzeniem Calum sprawił, że jeszcze bardziej chciało jej się płakać, jednak nie mogła tego robić. Chłopak wyśmiałby ją i nie spełniłby jej największego marzenia, jakim jest poznanie życia normalnych dziewczyn.
-Okej, nie płacz –powiedział już spokojniej. Rose skinęła głową i obdarzyła go spojrzeniem. –Nie jesteś beznadziejna, uwierz mi. Nie znam cię aż tak dobrze, ale na pewno jesteś wspaniała… Chodzi mi o to, że przed sobą masz same puste kartki. To ty masz napisać historię, czyli twoją przyszłość. Ma ona wyglądać tak jak ty chcesz.
Rose uśmiechnęła się delikatnie i otarła policzki z łez.
-A teraz musimy coś zmienić… - zaczął Calum i spojrzał jej w oczy. Przez kilkanaście sekund patrzał w nie, które teraz wydawały się być nieco przestraszone. Zaśmiał się cicho i uklęknął nieco za nią. Złapał za końce jej marynarki po czym pociągnął ją w dół, całkowicie ściągając ją z jej ciała.
-Ja naprawdę nie żartowałem z tą hipertermią. Jest przed dziewiętnastą, jednak nie zmienia to faktu, że jest około 25 stopni – powiedział odkładając okrycie. Rosalia dziwnie czuła się będąc ubrana w taki sposób w miejscu publicznym, jednak nie skomentowała tego. Nie chciała bardziej denerwować Caluma. Calum z powrotem usiadł obok niej i zastanawiał się, co jeszcze zrobić. Wyciągnął swoją dłoń i sprawnym ruchem odpiął trzy górne guziki jej koszuli. Rosalia wzdrygnęła się i natychmiast chciała je zapiąć, jednak brunet zatrzymał ją.
-Mogłam zrobić to sama, nie powinieneś był mnie dotykać – powiedziała rozzłoszczona, co Calum skwitował krótkim śmiechem.
-Będziesz miała okazje się wykazać. Ściągnij swoje rajstopy.
Rose otworzyła szerzej oczy i pokręciła przecząco głową.
-Nie ma mowy. Nie zrobię tego.
-To ja to zrobię za ciebie –powiedział i położył dłoń na jej łydce, jednak ona od razu odsunęła się od niego.
-Dlaczego mam to zrobić?
-Bo jest gorąco? A z resztą jestem ciekaw jak prezentują się twoje nogi bez rajstop. Te wersję już widziałam i szczerze mówiąc, przejadłem się nią.
Dziewczyna zarumieniła się i z wielką niepewnością poczęła wykonywać jego polecenie. Calum obserwował Rose uważnie. Jej ręce drżały, policzki były pokryte rumieńcami, a oddech był szybki. Chłopak wiedział, że gra brutalnie, jednak szczerze chciał pomóc brunetce. Przez kilka dni intensywnie zastanawiał się nad tym i stwierdził, że każdy zasługuje na choć trochę rozrywki i szczęścia w swoim życiu. Fakt, że dziewczyna była niedoświadczona w każdym calu, wstydziła się dosłownie wszystkiego i była niepewne swojego ciała i wyglądu. Calum miał w swoim zamiarze zmienienie tego.
-Czuje się naprawdę naga –powiedziała cicho Rose naciągając mocniej spódniczkę na swoje nagie nogi. Calum zawiesił na nich spojrzenie na kilka sekund i stwierdził, że były one naprawdę zgrabne, jednak przydałaby im się opalenizna.
-Uwierz mi, nie powinnaś się tak czuć. Ta spódniczka zasłania twoje całe uda.
Rosalia uśmiechnęła się nieśmiało i odwróciła głowę w stronę oceanu. Obserwowała jak fale uderzają o brzeg, pieniąc się przy tym, kiedy poczuła palce Caluma w swoich włosach.
-Co robisz? – zapytała wyrywając głowę. Calum spojrzał na nią, po czym uśmiechnął się.
-Chce zrobić coś z twoimi włosami. Wyglądasz jakbyś miała iść na bal do Królowej Elżbiety –zaśmiał się po czym ponownie zaplątał palce w jej włosy. Przez kilkanaście minut siłował się z wyciągnięciem wszelkich spinek z tak poplątanego warkocza, a następnie zaczął rozwiązywać splątane włosy. Rosalia przymknęła pod wpływem przyjemności oczy, ponieważ uwielbiała kiedy ktoś bawił się jej włosami. Kiedy Calum rozwiązał jej włosy, ułożył je spokojnie na ramionach dziewczyny i uśmiechnął się z uznaniem. Nigdy wcześniej nie widział Rosali w rozpuszczonych włosach.
-Jak się czujesz? – zapytał, kiedy z powrotem zajął miejsce obok niej.
-Szczerze mówiąc dziwnie. Na pewno nie jest mi tak gorąco – zaśmiała się nerwowo i założyła kosmyk włosów za ucho.
-Poczekaj aż dojdziemy do etapu stroju kąpielowego – zaśmiał się Calum, a Rose otworzyła szerzej oczy. –Spokojnie, popracujemy nad tym. Chyba chciałabyś się trochę opalić?
-Moja mama byłaby zła. Oznaczałoby to, że spędzam czas na rzeczach, których nie powinnam robić.
-Dlaczego twoi rodzice są aż tak rygorystyczni? –zapytał unosząc jedną brew do góry, po czym ponownie się odezwał. – Zaczekaj sekundkę.
Calum szybko zerwał się z miejsca i pobiegł do budki z lodami. Kupił dwa rożki, dla siebie i dziewczyny, a po chwili ponownie zajmował miejsce obok niej.
-Kupiłem nam lody.
-Mają dwa miliony kalorii – powiedziała przerażona i nie przyjęła słodkości z rąk Caluma.
-Ostatnio hamburger miał milion, lody na pewno nie mają więcej –stwierdził, na co Rosalia zaśmiała się. Calum w skupieniu przyglądał jej się, ponieważ nigdy nie widział, żeby dziewczyna się prawdziwie zaśmiała.
-Niech będzie – odparła i zabrała lód z jego wciąż wyciągniętej w jej stronę ręki. Calum szybko zerwał papierek i posmakował waniliowy smak. Od razu westchnął cicho, ponieważ chłód był dla niego kojący.
-Dlaczego nie jesz? – zapytał marszcząc brwi. Dziewczyna tylko spuściła głowę.
-Nie lubię czekolady –powiedziała cicho, a Calum przewrócił oczami.
-Poważnie?
-Tak.
-Niestety nie mam więcej pieniędzy, więc nie mogę kupić ci drugiego.
-Nic nie szkodzi – zapewniła go uśmiechem, jednak on nie kupił tego.
-Mam dla ciebie propozycje, ale na pewno ona ci się nie spodoba – powiedział uważnie obserwując ją. Nie wiedział czemu, ale nie mógł oderwać od niej wzroku. Rozpuszczone kręcone włosy zdecydowanie dodawały jej uroku. Rosalia ponagliła go spojrzeniem, a on znowu się odezwał. –Możemy się zamienić.
Dziewczyna wpatrywała się w niego bijąc się z własnymi myślami. Nie była pewna czy to dobry pomysł, jednak nie mogła być przez całe życie chroniona i przestraszona tego, co ją otacza.
-Okej – uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła nieco drżącą dłoń. Calum odwzajemnił uśmiech i zamienił się z dziewczyną słodkościami.
-To teraz możesz odpowiedzieć na moje pytanie. Miałaś dużo czasu na zastanowienie.
Rose poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu i poprawiła swoje włosy.
-Nasza rodzina musi dbać o wizerunek. Dlatego nie mogę spotykać się z nikim, robić rzeczy które nie są przeznaczone dla takiej damy jak ja… Wyobrażasz sobie mnie biegającą po plaży w bikini?
-Tak – odpowiedział Calum nawet przez sekundę nie zastanawiając się. –I są to naprawdę fajne wyobrażenia.
-Przestań – odparła rumieniąc się jak szalona. –Moja mama dostałaby pewnie zawału.
-Ja zapewne też.
-Jesteś niestosowny.
-Jesteś za bardzo nieśmiała.
-Dlaczego zawsze musisz być lepszy i mi dogryźć? –zapytała spoglądając w jego ciemne roześmiane oczy.
-Dlatego, że jestem facetem, a faceci dominują.

Rose na to już nic nie odpowiedziała, ponieważ doskonale wiedziała, co Calum miał na myśli. Resztę czasu na plaży spędzili na sprzeczaniu się, a brunet robił chyba wszystko, żeby zawstydzać brunetkę. To był dla niej naprawdę ciężki pobyt na plaży.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej wszystkim : ) Przepraszam za spóźnienie, kolejny tydzień, ale miałam wzoraj strasznie dużo na głowie : ( 
Co sądzicie o tym rozdziale i relacji Caluma i Rose?
Bardzo proszę o komentarze i opinie ;)
Do napisania xx

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 7

-Dzisiaj jest taki śliczny dzień – powiedział dziadek Caluma, kiedy oglądał telewizję. Calum w tym czasie przyrządzał w kuchni gofry, ponieważ Ernest je uwielbiał.
-Jest naprawdę gorąco na dworze – dodał chłopak, po czym usiadł obok swojego dziadka.
Stan mężczyzny w ostatnich dniach naprawdę poprawił się. Mógł chodzić o jednej kuli, więcej spacerował, a Calum nie bał się zostawić go na dłużej samego w domu. Odciążyło go to psychicznie, ponieważ nie zamartwiał się tak bardzo i było mu lżej na sercu.
-Masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytał. Calum westchnął ciężko i skinął głową.
-Mój szef załatwił mi dzisiaj jakąś pracę na ogrodzie u państwa Bloom. Pójdę, pieniędzy nigdy za wiele – zaśmiał się, jednak w rzeczywistości kipiał złością.
-Masz rację, szkoda jednak że do tego doszło. Musisz pracować sześć dni w tygodniu, żeby utrzymać starego dziadka.
-To nie tak – powiedział szybko brunet. –Po prostu wszystko jest teraz takie drogie; w sklepach produkty podrożały, paliwo poszło do góry… Trzeba na to zarobić. Nie martw się dziadku, radzę sobie doskonale – zapewnił dziadka uśmiechem. – Ale jak wrócę z pracy to może pojedziemy na spacer na plaże?
Dziadek Calum uśmiechnął się na te słowa i skinął głową. Calum odwzajemnił jego gest, po czym podniósł się z miejsca.
-Gofry są już gotowe, a ja muszę niestety lecieć. Praca czeka – zaśmiał się i pożegnał z dziadkiem, po czym opuścił dom.
            Calum nie mógł uwierzyć w to, jaką pracę musi dzisiaj wykonać. Co jak co, ale nigdy nie spodziewał się po Oliverze czegoś takiego. Wiedział, że chłopak go nienawidził z niewiadomych mu przyczyn, jednak nie sądził, że aż tak bardzo.
-No Hood, nie ociągaj się –usłyszał głos swojego szefa. Zacisnął tylko mocniej pięści i usta, żeby nie zrobić nic głupiego. –Te fontanny same się nie wyszorują.
-Mogę je wyszorować twoją mordą? – mruknął pod nosem, na co chłopak odwrócił się.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
-Ależ oczywiście, że nie – uśmiechnął się najsztuczniej jak potrafił. Oliver tylko prychnął pod nosem i odszedł.
Calum westchnął z rezygnacją po czym sięgnął po jedną ze szczotek. Podszedł do ogromnej fontanny i zaklął kilka razy pod nosem, co spotkało się ze spojrzeniem jednego z mężczyzn, który właśnie przesadzał kwiaty. Brunet przymknął oczy i nabrał do ust powietrze, po czym wypuścił je głośno. Z ogromną frustracją zaczął wykonywać swoją pracę co rusz przeklinając, chcąc pozbyć się uczucia złości wypełniającego go, jednak nie pomagało mu to. Calum chciał jak najszybciej skończyć swoją pracę, dlatego robił wszystko  dziesięć razy szybciej niż powinien. Czuł przeszywający ból w ramionach od gwałtownych ruchów i w skroniach przez padające słońce prosto na jego nieokrytą głowę. Kiedy wyszorował, wypolerował i bóg wie co jeszcze zrobił z pomnikami od razu padł na trawę. Położył się na plecach i oddychał ciężko chcąc odzyskać czucie w rękach. Przysłonił dłonią oczy, aby osłonić je przed rażącymi promieniami słońca. Cieszył się, że Olivera i państwa Bloom nie było w rezydencji, bo natychmiast zostałby podniesiony z powrotem na nogi.
Po kilkunastu minutach podniósł się do pozycji siedzącej i oparł łokcie na kolanach. Uniósł głowę do góry i zobaczył stojącą na werandzie Rosalię. Westchnął cicho i spuścił głowę. Nie wiedział dlaczego zgodził się na bycie przewodnikiem po życiu dziewczyny. Może chciał po prostu pokazać jej, jak bardzo może być ciekawe, szczęśliwe, ale też brutalne? Nie wiedział, co nim wtedy kierowało.
-Dzień dobry, Calumie – usłyszał jej głos. Podniósł się do pozycji stojącej i spojrzał na nią. Ubrana była tak jak zwykle. Skromnie i obciachowo. Co najmniej jakby miała pięćdziesiąt lat.
-Cześć Rose – uśmiechnął się do niej uwodzicielsko, a ona zacisnęła mocniej usta.
-Nie znam żadnej Rose.
-Przepraszam panienkę. Witam cię Rosalio – powtórzył i popisał się swoją perfekcyjną grą aktorską poprzez ukłon. –Jak panience dzisiaj mija dzień?
-Dziękuję, bardzo dobrze- uśmiechnęła się, a on parsknął śmiechem. Brunetka zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
-Cieszy mnie to.
-Widziałam jak ciężko pracowałeś i pomyślałam, że może zechciałbyś zostać na obiad? Moich rodziców nie ma w domu, tak jak Olivera. Dotrzymasz mi towarzystwa.
-A Oliver to dla ciebie kto? – zapytał marszcząc brwi. Wytarł rękawem swojego obciachowego stroju farmerskiego spocone czoło i spojrzał na nią wyczekująco.
-Mój chłopak. – odpowiedziała jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Blefujesz.
-Raczej nie.
-Oh Rose, to mamy problem – zaśmiał się Calum, a ona zignorowała sposób w jaki ją nazwał. –Mogę się jeszcze wycofać z naszej umowy?
-Dlaczego? – zapytała i spojrzała na niego smutnym wzrokiem. –Chodzi o to, że on jest twoim szefem?
-Yyy tak. Jak dowie się, że spędzasz ze mną czas czy cokolwiek innego ze mną, to następnym razem zmusi mnie do sprzątania waszych łazienek albo stajni konnych.
-Nie dowie się – powiedziała szybko. Nie chciała, żeby Calum wycofał się z ich umowy, ponieważ jej największym marzeniem było poznać inne życie. On był jej jedyną nadzieją. –Obiecuję ci to.
-Wolę nie ryzykować.
-Proszę cię, Calumie –poprosiła błagalnie. Brunet tylko zacisnął mocniej usta i uniósł wzrok do nieba.
-Dobra, niech będzie –zgodził się, co spotkało się z jej uśmiechem.
-Zechcesz zjeść ze mną obiad?
-A co macie?
-Krewetki.
-Tego świństwa nie tknę nawet szczotką do kibla – powiedział podnosząc narzędzia z trawy.
-Jesteś zbyt wulgarny –stwierdziła zdenerwowana.
-A ty jesteś zbyt obciachowa –odgryzł się, po czym podniósł na nią spojrzenie. Po kilku sekundach odwrócił wzrok, bo nie mógł znieść jej zbitego wyrazu twarzy. Dopiero później zrozumiał, że mógł ugryźć się w język. – Okej, mam pomysł. Pójdźmy coś zjeść do miasta. Posmakujesz czegoś nowego – zaproponował. Ona smutna spuściła głowę, po czym delikatnie skinęła głową.
Pierwszy raz w życiu Calum miał wyrzuty sumienia przez to, że kogoś uraził.
*
            Rosalia siedziała na kanapie w jednym z barów naprzeciwko Caluma. Oddzielał ich jedynie stolik, a ich kolana co chwila pod nim stykały się ze sobą. Wygładziła swoją spódniczkę i rozejrzała się po wystroju. Według niej był bardzo biedny i wręcz ubogi. Dziewczyna nigdy nie przebywała w miejscach tego typu; na obiady i kolacje wychodziła czasem to wyniosłych restauracji, ale nigdy nie jadła w przydrożnych barach. Czekała na zamówienie złożone przez Caluma w nerwach. Miała nadzieję, że nie będzie miała odruchu wymiotnego, kiedy zobaczy co ma na talerzu. Zrobiłaby sobie tylko wstyd, a Calum by się z niej naśmiewał do końca życia.
-Nie musisz się stresować – oznajmił cicho brunet studiując menu. –Nie dostaniesz na talerzu głowy świni.
Rosalia uśmiechnęła się nerwowo i odwróciła od niego wzrok. Poczuła gorące podmuchy powietrza, więc pozwoliła sobie na rozpięcie jednego guzika koszuli pod samą szyją. Po chwili zobaczyła młodego chłopaka z czerwonym fartuchem, który postawił jedzenie na stoliku. Uśmiechnięty życzył gościom smacznego i odszedł do innych klientów.
-Więc Rose-
-Rosalia –przerwała Calumowi, co on skwitował przewróceniem oczami.
-To jest hamburger – powiedział biorąc w dłonie bułkę. Brunetka z lekkim obrzydzeniem popatrzała na danie. –W środku jest mięso, ser, sos i surówka.
-Jakie mięso i jaki rodzaj sera? Z czego jest surówka?
-Mięso ze zwierzęcia, ser z mleka, a surówka z warzyw – odpowiedział ze znudzeniem, a ona zgromiła go spojrzeniem.
-Wiesz, że nie to miałam na myśli – powiedziała urażona.
-Nie wiem jaki to jest rodzaj sera! Idź zapytaj się w kuchni, jeżeli ta wiedza jest ci potrzebna do życia –odparł sfrustrowany, jednak kiedy zobaczył jak Rose podnosi się z miejsca, od razu pociągnął ją za rękę z powrotem na jej miejsce. –Narobiłabyś sobie wstydu.
-Chce to wiedzieć –powiedziała poprawiając swoją marynarkę. Calum westchnął ciężko.
-Spójrz. Ja jadłem tego hamburgera tysiąc razy i żyje. Nie umrzesz od tego, serio. Weź go do rąk.
-Nie mamy sztućców? –zapytała wodząc wzrokiem po stole. Calum przymknął oczy i nabrał powietrza do ust, żeby tylko nie wybuchnąć. Brakowało mu cierpliwości.
-Po prostu weź go do rąk. Tak jak ja.
Dziewczyna z niechęcią zrobiła to, co kazał i spojrzała na swoją bułkę.
-I teraz ugryź – powiedział i sam uczynił to. –Tak jak ja.
Rosalia z całych swoich sił starała się po prostu nie wyjść z lokalu i wzięła małego gryza.
-Opuść małe palce w dół – poinstruował ją.
-Dlaczego? –zapytała, a Calum zaśmiał się.
-Bo normalni ludzie tak nie jedzą. A ty chyba chciałaś poznać właśnie normalne życie, prawda?
Rose nie powiedziała już na ten temat ani słowa, tylko uczyniła to o co prosił Calum.
-To ma milion kalorii –stwierdziła po chwili. – Mój dietetyk mnie zamorduje.
-Masz dietetyka? W jakim celu? – zapytał Calum marszcząc brwi.
-Żebym utrzymywała idealną wagę –stwierdziła biorąc kolejnego kęsa swojego dania, które nie skradło jej serca, jednak przyznała, że nie jest najgorsze.
-Wyglądasz jak porcelanowa lalka, ale okej. Czemu nie zdejmiesz tej marynarki? Na dworze jest z 50 stopni.
-Pod spodem mam krótki rękaw, więc nie mogę.
-Chyba o to chodzi. Dziewczyno, nabawiasz się hipertermii – powiedział będąc zaskoczonym, że takie słowo znajduje się w jego słowniku.
-Będę miała odkryte ręce.

Calum już nic nie powiedział tylko skwitował to cichym westchnięciem. Siedział naprzeciwko Rose obserwując ją jak jadła. Minęło chyba pół godziny, ale ona brała tak małe kęsy, że jeszcze nie skończyła swojej porcji. Brunet zastanawiał się w tym czasie, co ma zrobić, żeby życie tej dziewczyny zmieniło się, skoro żyje ona pod takim rygorem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za spóźnienie x Dziękuję osobom, które czytają : ) 

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 6

Dni mijały strasznie wolno dla Caluma. Każdy dzień był monotonny, niczym nieróżniący się od innych. Chłopak zdecydowanie nie miał ostatnimi czasy nastroju, wręcz był wściekły i podłamany, jednak nie mógł się załamać. Cały czas musiał chodzić do pracy, zarabiać i opiekować się dziadkiem i mieszkaniem. Nie może nikomu pokazać, że sobie nie radzi. Sprawiłoby to tylko, że inni uważaliby go za słabego. A Calum słaby nie był. Był po prostu chwilowo zagubiony.
            Dzisiejszy dzień był ciężki dla Caluma. Musiał dzisiaj otworzyć warsztat o 6:00 rano, jako że Leighton się spóźnił, a Oliver wyjechał. Chłopak nie sypiał całymi nocami przez natłok myśli, więc się nie wysypiał. Sprawiało to tylko, że był zły i zdenerwowany.
-No właśnie Calum, przypomniałem sobie coś – powiedział Leighton wyciągając akumulator z jednego z samochodów marki BMW. –Czyją twarz ssałeś w zeszłym tygodniu w klubie?
Calum zacisnął tylko mocniej szczękę i nie odrywał wzroku od opon samochodu, które właśnie wymieniał.
-Nie ssałem niczyjej twarzy. Jak już do kogoś całowałem.
-Yyy… Tak ssałeś. Następnym razem nagram takie coś i wtedy nazwiesz to jak chcesz, ale do tego czasu to było ssanie.
Brunet przez dłuższą chwilę był cicho po czym ściągając oponę odezwał się.
-Moja była.
Leighton podniósł się do pozycji stojącej i spojrzał na Caluma marszcząc brwi.
-Twoja co? Ty miałeś dziewczynę?
-Przez kilkanaście dni właściwie – odpowiedział wstając. Otarł czoło z potu i westchnął. -Miałem. Gorąca, jak się dowiedziałem Amerykanka, która mnie zbałamuciła, oszukała i wykorzystała. Niewarta wspomnienia.
Tak właśnie zakończył się związek Caluma z Trish. Piękna dziewczyna, która miała być szczerą i mądrą, okazała się być fałszywą i zakłamaną osobą. Spotykała się z Calumem, wykorzystała go do różnych celów, a kiedy dowiedziała się o jego problemach finansowych zostawiła go. Po jednym dniu znalazła sobie innego ukochanego. Calum nie ubolewał nad tym aż tak bardzo. Blondynka przyjechała tutaj tylko na trzy tygodnie i chciała się zabawić. Problem tkwił w tym, że brunet myślał, raczej miał nadzieję, że znalazł osobę, dzięki której nie byłby sam gdyby zabrakło jego dziadka. Oczywiście musiał się mylić.
-Nie przejmuj się. Pieprzone Amerykanki. Jedyne na czym im zależy to seks – westchnął zdenerwowany Leighton. Osobiście był zły, że ktoś potraktował tak jego kumpla.
-Nie ma sprawy, po prostu chciała się zabawić. Przynajmniej dostarczyłem jej trochę rozrywki.
-Krzyczała? – zapytał Leighton ze śmiechem.
-Jeszcze jak- zaśmiał się Calum. Niestosowne komentarze na temat blondynki przerwało trzaśnięcie drzwiami. Obydwoje obrócili się w tamtą stronę, jednak ich reakcje były różne. Leightonowi opadła szczęka, a Calum zaklął pod nosem.
-Moglibyśmy porozmawiać? – dziewczyna odezwała się cichym, niepewnym głosem. Leighton poklepał Caluma po ramieniu i poszedł na zaplecze, a Calum obdarzył Rosalię znudzonym spojrzeniem.
-Zastanawiam się, czy masz za mało zajęć, że cały czas tutaj przychodzisz. Serio.
-Chciałam cię jedynie przeprosić – zaczęła, a Calum podniósł na nią swoje zdziwione spojrzenie. Zacisnął usta w cienką linie i czekał, aż dziewczyna będzie kontynuowała swoją wypowiedź.
-Za co? – ponaglił ją.
-Za to, że cię nachodziłam; za to, że cię tak osądziłam i myślałam, że mnie wydasz i za to, że powiedziałam ostatnio to, co powiedziałam.
Dłonie Rosali drżały, nerwowym gestem poprawiała swoją opadającą na czoło grzywkę, a wzrok wodził po całym pomieszczeniu, tylko nie chciał spocząć na brunecie.
-Okej. Niech będzie – odpowiedział i chciał powrócić do pracy, jednak dziewczyna odezwała się ponownie.
-Naprawdę jest mi przykro – kontynuowała, a Calum pokiwał głową.
-Okej, zrozumiałem za pierwszym razem.
-Tak, właśnie… Czyli to jest ten moment, w którym wychodzę – powiedziała jakby do siebie. Calum począł obserwować jej nerwowe ruchy i zastanawiał się, co takiego brunetka jeszcze od niego chciała.
-Tak, to jest ten moment – starał się ją pospieszyć. Dziewczyna dumnie podniosła swoją głowę po czym spojrzała w oczy bruneta. Utrzymywała z chłopakiem kontakt wzrokowy przez kilka sekund, chwilę później odchrząkując znacząco i wyszła z warsztatu. Calum odetchnął z ulgą i oparł się o filar za nim. Zastanawiał się, jak długo dziewczyna będzie przychodziła do niego i zaprzątała mu głowę.
*
            Calum leżał na starej kanapie w salonie i oglądał nudny mecz piłki nożnej. Na brzuchu położył miskę z chipsami, a jego dłoń co rusz sięgała po przysmak. Dochodziła północ, dziadek chłopaka spał, a on sam nie mógł zasnąć. Bezsenność ostatnimi czasy nie dawała mu spokoju, więc chciał zabić w jakiś sposób nudę. Po kolejnych kilkunastu minutach wyłączył telewizor i skierował się do swojego pokoju. Zapalił w nim światło i przetarł dłonią zmęczone, lekko opuchnięte oczy. Podszedł do niewielkiej szafy i uklęknął przed nią, po czym wyciągnął z samego dna pudełko ze zdjęciami. Oparł się plecami o kanapę i rozprostował swoje nogi, na których ułożył niewielki kartonik. Kolejno wyciągał zdjęcia na każdym zatrzymując spojrzenie na kilka sekund. Na jego twarzy igrał delikatny uśmiech, co jakiś czas oczy zachodziły łzami. Oglądanie rodzinnych zdjęć to było coś, co uwielbiał robić, jednak zarazem sprawiało mu to okropny ból. Przeglądał kolorowe fotografie aż w końcu trafił na zdjęcie, które szukał. Uśmiechnął się widząc swoich rodziców przytulonych do siebie na tle oceanu. Pamiętał jak osobiście zrobił im to zdjęcie. Pozostało ono jego ulubionym i zapewne nigdy to się nie zmieni. Zastanawiał się tylko, czy kiedykolwiek on przeżyję tak prawdziwą miłość, jak jego rodzice.
*
Rosalia siedziała przy ogromnym, okrągłym stole między swoją mamą i Oliverem. Była spięta i zdenerwowana ponieważ nie cierpiała uczestniczyć w kolacjach ze wszystkim przedsiębiorcami i ich rodzinami. Zawsze wywoływały one niesmak, jako że brunetka musiała na wszystko przytakiwać i bez przerwy uśmiechać się. Obowiązywały ją pewne zasady, których nieustannie musiała przestrzegać. Nie mogła odzywać się nieproszona czy sprzeciwiać się rodzicom.
Rozmowy toczyły się bez przerwy na tematy, które nie interesowały żadnej z dziewczyn zajmujących miejsce przy stole. Rosalia z nudów zaczęła wodzić wzrokiem po twarzach owych dziewczyn. Mogła stwierdzić, że były naprawdę piękne. Ich uśmiechy były zniewalające; opalone ciała, które nie były tak skryte pod ubraniami jak Rosali, od razu rzucały się w oczy. Dziewczyna zastanawiała się, jak one spędzają swój wolny czas. Według niej wyglądały na naprawdę szczęśliwe.
-Więc Rosalio, słyszeliśmy, że potrafisz grać perfekcyjnie na skrzypcach – odezwał się jeden z mężczyzn siedzących przy stole. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
-Perfekcyjnie to trochę za dużo powiedziane – powiedziała speszona.
-Oh córeczko, nie bądź taka skromna – zaśmiała się mama Rosali. Ta tylko spuściła wzrok, jednak od razu ożywiła się, kiedy usłyszała kolejne słowa matki. –Może nam coś zagrasz?
-Nie, naprawdę nie mam ochoty – odpowiedziała cicho i niespokojnie obruszyła się na swoim miejscu.
-Zagraj coś… - ponagliła ją.
-Naprawdę nie czuje się na siłach.
-To nie była prośba – zaśmiała się jej matka i zgromiła swoją córkę wzrokiem. Rosalia z trzęsącymi się dłońmi wstała z miejsca i sięgnęła po instrument, który został przyniesiony przez jednego z pracowników. Odchrząknęła znacząco i ułożyła na ramieniu skrzypce, po czym zaczęła przygrywać melodie. Starała się zrobić to jak najlepiej potrafiła, włożyła w to całe serce chcąc zaimponować gościom, bo właśnie o to chodziło jej rodzicom. Kiedy skończyła grać wszyscy zaczęli bić brawa, a ona tylko uśmiechnęła się delikatnie i z powrotem zajęła miejsce. Sięgnęła po szklankę z wodą i upiła łyk, chcąc uspokoić swoje rozszalałe nerwy i emocje.
-Dobrze, w takim razie podajmy szampana – krzyknął Oliver klaszcząc ochoczo w dłonie, co spotkało się z entuzjazmem przy stole. Rosalia spuściła wzrok, jednak po chwili nieznana siła wewnętrzna kazała jej unieść spojrzenie. Otworzyła szerzej usta, kiedy zobaczyła znajomego jej chłopaka. Była zła na siebie, bo mogła się domyślić, że to on będzie dzisiaj kelnerem. Zawiesiła na nim swoje spojrzenie lustrując go wzrokiem. Idealnie ułożone czarne włosy przeplatane blond pasemkami, opalone ciało odziane w białą koszulę i kamizelkę oraz zawiązany pod szyją krawat sprawiał, że wyglądał on perfekcyjnie. Z uwagą rozlewał szampana oraz wino do kieliszków, na chwilę zawieszając wzrok na jednej z dziewczyn. Rosalia wiedziała, że uwiódł ją swoim czarującym uśmiechem. Brunetka poczuła dziwne, nieznane jej uczucie w żołądku, kiedy chłopak nie obdarzał jej nawet najmniejszym spojrzeniem. Ona za to nie mogła spuścić z niego wzroku, kiedy ze skupieniem wlewał do kieliszków trunek przygryzając swoją dolną wargę. Oliver widząc sytuacje rozgrywającą się przy stole odchrząknął znacząco. Calum spojrzał na niego, a ledwo zauważalny cyniczny uśmiech zagościł na jego twarzy. Po chwili brunet oddalił się od stołu, ostatni raz puszczając oczko pięknej blondynce Caitlin. Rosalia nie wiedząc czemu posmutniała niesamowicie, a w sercu poczuła ukłucie.
Dziewczyna zadała sobie tylko jedno pytanie. Czy była ona gorsza od innych dziewczyn, że przystojny brunet nie zwrócił na nią w ogóle uwagi?
*
            Słońce wpadało całą swoją mocą do sypialni Rosali. Wiatr poruszał odsuniętymi z okna firankami, można było usłyszeć dźwięk włączonych kosiarek i odgłos wody chlupiącej w fontannie. Rosalia siedziała na swoim łóżku w siadzie skrzyżnym ubrana jeszcze w piżamę. Co rusz nerwowo przeczesywała palcami swoje włosy i gorączkowo zastanawiała się nad swoim życiem. Wiedziała, że chce coś w nim zmienić. Nie była szczęśliwa. Była wręcz załamana; czuła się jak w klatce pod ostrzałem wszystkich ludzi. Nie mogła wyjść nigdzie sama, nie mogła wyrazić swojej opinii ani swojego zdania. Nie miała możliwości zrobienia czegoś, co sprawi jej radość. Musiała wykonywać polecenia i prośby swoich rodziców. Dziewczyna nie chciała tak żyć. Chciała zasmakować choć trochę życia, dać ponieść się chwili i zaszaleć. Miała dziewiętnaście lat, a tak naprawdę nie wiedziała, jak wygląda życie za bramami jej królewskiego dworu.
-Normanie, chce zmienić swoje życie –powiedziała na wstępie, kiedy lokaj przekroczył próg jej sypialni. Słysząc jej słowa zdziwiony otworzył szerzej oczy i zamknął za sobą drzwi.
-Co panienka ma na myśli przez „zmienić swoje życie”?
-Chce, żeby wyglądało inaczej – powiedziała wstając z miejsca. –Chce, żeby było w nim więcej rozrywki.
-Ależ panienka ma w swoim życiu mnóstwo rozrywek.
-Nie. Nie mam, nie cierpię mojego życia – powiedziała łapiąc się za głowę. – Jest nudne, czuje się jak więzień i w dodatku moja samoocena jest okropnie niska, bo wszyscy musza za mnie wszystko robić, wyglądam jak zakonnica i nawet żaden chłopak nie zwraca na mnie uwagi.
-Przecież panienka ma chłopaka – stwierdził podejrzliwie Norman, na co Rosalia obruszyła się niespokojnie.
-Tak, mam. Racja – zaśmiała się nerwowo. –Ale to nie zmienia faktu, że chce coś zmienić.
-Ma panienka jakiś pomysł? – zapytał poprawiając swój smoking. Dziewczyna przygryzła w zamyśleniu wargę.
-Niestety na razie nie mam. Nie mam nawet żadnych znajomych z którymi mogłabym się spotkać…
-Może w ciągu kilku następnych dni, uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie –stwierdził Norman, a Rosalia już straciła jakiekolwiek nadzieję na lepsze życie. Do czasu, kiedy przypomniała sobie o jednej osobie.
*
            Calum z wielkim wyczekiwaniem wpatrywał się w zegarek wiszący nad drzwiami. On i Leighton mieli dziś luźniejszy dzień, jako że ruch był mały. Brunet siedział na krześle i podpierał głowę na jednej ręce, a Leighton rozwiązywał krzyżówki.
-Stary, jedno z państw należących do Wielkiej Brytanii na ,,I” – zaczął Leighton drapiąc się po głowie, a Calum parsknął śmiechem.
-Poważnie? Rzuciłem szkołę, ale tak głupi nie jestem. Irlandia.
-Kurde, a chciałem wpisać Indonezja.
-Chyba musisz się trochę przewietrzyć – zaśmiał się brunet. – Może zamkniemy dzisiaj wcześniej? Pogoda jest taka słoneczna, że jedyne o czym marzę to surfing.
-Genialny pomysł stary. To idź skocz pod prysznic, a ja się jeszcze pogłowię nad tymi pytaniami. Serio są trudne.
-Jasne – parsknął śmiechem Calum.
            Po 15 minutach Calum był już gotowy do wyjścia. Razem z Leightonem umówili się, że brunet zamknie warsztat następnym razem. Chłopak otworzył ciężkie drzwi, a w jego odkryte ramiona od razu uderzył podmuch gorąca.  Uśmiechnął się do siebie i ruszył chodnikiem w stronę swojego domu, jako że przyszedł dzisiaj na pieszo. Po chwili jednak zatrzymał spojrzenie na jednym z pojazdów, który zajmował pół drogi.
-O nie… - jęknął pod nosem i spuścił głowę, chcąc jak najszybciej ominąć limuzynę. Nie udało mu się to jednak, ponieważ dziewczyna pospiesznie wyszła z pojazdu i pociągnęła go za ramie. Calum ze znudzeniem odwrócił się w jej stronę i obdarzył ją spojrzeniem.
-Los chyba sobie ze mną igra – powiedział na wstępie, na co Rosalia założyła kosmyk włosów za ucho.
-Chciałam porozmawiać – zaczęła niepewnie.
-Albo popatrzeć – zaśmiał się, a ona zarumieniona uśmiechnęła się delikatnie.
-Chodzi mi o rozmowę.
-Więc się streszczaj, bo naprawdę jestem po ośmiu godzinach obciachowej pracy więc…
-Możemy się przejść? – zapytała drżącym głosem, na co chłopak zmarszczył brwi.
-To taka ważna sprawa? – zapytał, a dziewczyna skinęła głową. Calum westchnął ciężko i przeczesał palcami swoje wilgotne włosy. –Dobra. Park ci odpowiada?
-Jak najbardziej – uśmiechnęła się delikatnie i poprawiła swój mało gustowny kapelusz. Chłopak zlustrował ją wzrokiem i zaśmiał się cicho. Rosalia poszła do samochodu powiadomić Normana, gdzie idzie i po dłuższym zastanowieniu zostawiła w limuzynie kapelusz. Kilkanaście sekund później stanęła obok Caluma, a on zmienił kierunek drogi i ruszył w stronę parku.
            -Twój lokaj musi za tobą wszędzie chodzić? – zapytał chłopak po chwili, kiedy kupił sobie jedzenie w budce z hot dogami w parku, po czym ponownie ruszyli ścieżkami między drzewami.
-Taka jest jego praca – odpowiedziała neutralnie dumnie wypinając pierś do przodu. Chłopak westchnął ciężko.
-To masz fajne życie – stwierdził z pełną buzią, na co Rosalia spojrzała na niego.
-Musisz mówić z pełną buzią? – zapytała, a brunet uśmiechnął się.
-Jestem cholernie głodny. Dopiero skończyłem pracę.
-Musisz tyle przeklinać?
-Cholernie to lubię, więc tak – zaśmiał się. Rosalia przewróciła tylko oczami i nie odezwała się już na temat jego manier.
-Więc czy dobrze rozumiem, chcesz zmienić coś w swoim życiu? – zapytał.
-To jest to, co powiedziałam kilka minut temu – oznajmiła nie obdarzając go spojrzeniem. Cały czas patrzała przed siebie, jakby bojąc się wyśmiania ze strony Caluma.
-Okej, więc mam Ci pok- Jak w ogóle masz na imię? – zapytał wycierając wierzchem dłoni swoje usta.
-Rosalia – odpowiedziała z gracją, na co chłopak pokręcił głową z uśmiechem.
-A więc Rose, chcesz-
-Mam na imię Rosalia – powtórzyła.
-Rosalia, Rose, co to za różnica?
-Taka, że na chrzcie dano mi na imię Rosalia, a nie Rose – odpowiedziała stanowczo i spojrzała na bruneta. –Masz musztardę na brodzie.
-Czepiasz się – powiedział wycierając serwetką swoją twarz. –Więc Rosalio, chcesz, żebym pomógł ci się trochę rozerwać i pokazał jak wygląda inne życie?
-Mniej więcej tak.
-A jak mam to zrobić? – zapytał przystając na moment. Dziewczyna uczyniła to samo i odwróciła się w jego stronę.
-Możemy zacząć od rozmowy.
-A skończymy na czym? – zapytał z cwanym uśmiechem, na co brunetka zarumieniła się i spuściła głowę.
-Również na rozmowie.

Calum zaśmiał się na to stwierdzenie i pokręcił z niedowierzaniem głową. Zastanawiał się, co odbiło tej ułożonej dziewczynie.