niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 7

-Dzisiaj jest taki śliczny dzień – powiedział dziadek Caluma, kiedy oglądał telewizję. Calum w tym czasie przyrządzał w kuchni gofry, ponieważ Ernest je uwielbiał.
-Jest naprawdę gorąco na dworze – dodał chłopak, po czym usiadł obok swojego dziadka.
Stan mężczyzny w ostatnich dniach naprawdę poprawił się. Mógł chodzić o jednej kuli, więcej spacerował, a Calum nie bał się zostawić go na dłużej samego w domu. Odciążyło go to psychicznie, ponieważ nie zamartwiał się tak bardzo i było mu lżej na sercu.
-Masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytał. Calum westchnął ciężko i skinął głową.
-Mój szef załatwił mi dzisiaj jakąś pracę na ogrodzie u państwa Bloom. Pójdę, pieniędzy nigdy za wiele – zaśmiał się, jednak w rzeczywistości kipiał złością.
-Masz rację, szkoda jednak że do tego doszło. Musisz pracować sześć dni w tygodniu, żeby utrzymać starego dziadka.
-To nie tak – powiedział szybko brunet. –Po prostu wszystko jest teraz takie drogie; w sklepach produkty podrożały, paliwo poszło do góry… Trzeba na to zarobić. Nie martw się dziadku, radzę sobie doskonale – zapewnił dziadka uśmiechem. – Ale jak wrócę z pracy to może pojedziemy na spacer na plaże?
Dziadek Calum uśmiechnął się na te słowa i skinął głową. Calum odwzajemnił jego gest, po czym podniósł się z miejsca.
-Gofry są już gotowe, a ja muszę niestety lecieć. Praca czeka – zaśmiał się i pożegnał z dziadkiem, po czym opuścił dom.
            Calum nie mógł uwierzyć w to, jaką pracę musi dzisiaj wykonać. Co jak co, ale nigdy nie spodziewał się po Oliverze czegoś takiego. Wiedział, że chłopak go nienawidził z niewiadomych mu przyczyn, jednak nie sądził, że aż tak bardzo.
-No Hood, nie ociągaj się –usłyszał głos swojego szefa. Zacisnął tylko mocniej pięści i usta, żeby nie zrobić nic głupiego. –Te fontanny same się nie wyszorują.
-Mogę je wyszorować twoją mordą? – mruknął pod nosem, na co chłopak odwrócił się.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
-Ależ oczywiście, że nie – uśmiechnął się najsztuczniej jak potrafił. Oliver tylko prychnął pod nosem i odszedł.
Calum westchnął z rezygnacją po czym sięgnął po jedną ze szczotek. Podszedł do ogromnej fontanny i zaklął kilka razy pod nosem, co spotkało się ze spojrzeniem jednego z mężczyzn, który właśnie przesadzał kwiaty. Brunet przymknął oczy i nabrał do ust powietrze, po czym wypuścił je głośno. Z ogromną frustracją zaczął wykonywać swoją pracę co rusz przeklinając, chcąc pozbyć się uczucia złości wypełniającego go, jednak nie pomagało mu to. Calum chciał jak najszybciej skończyć swoją pracę, dlatego robił wszystko  dziesięć razy szybciej niż powinien. Czuł przeszywający ból w ramionach od gwałtownych ruchów i w skroniach przez padające słońce prosto na jego nieokrytą głowę. Kiedy wyszorował, wypolerował i bóg wie co jeszcze zrobił z pomnikami od razu padł na trawę. Położył się na plecach i oddychał ciężko chcąc odzyskać czucie w rękach. Przysłonił dłonią oczy, aby osłonić je przed rażącymi promieniami słońca. Cieszył się, że Olivera i państwa Bloom nie było w rezydencji, bo natychmiast zostałby podniesiony z powrotem na nogi.
Po kilkunastu minutach podniósł się do pozycji siedzącej i oparł łokcie na kolanach. Uniósł głowę do góry i zobaczył stojącą na werandzie Rosalię. Westchnął cicho i spuścił głowę. Nie wiedział dlaczego zgodził się na bycie przewodnikiem po życiu dziewczyny. Może chciał po prostu pokazać jej, jak bardzo może być ciekawe, szczęśliwe, ale też brutalne? Nie wiedział, co nim wtedy kierowało.
-Dzień dobry, Calumie – usłyszał jej głos. Podniósł się do pozycji stojącej i spojrzał na nią. Ubrana była tak jak zwykle. Skromnie i obciachowo. Co najmniej jakby miała pięćdziesiąt lat.
-Cześć Rose – uśmiechnął się do niej uwodzicielsko, a ona zacisnęła mocniej usta.
-Nie znam żadnej Rose.
-Przepraszam panienkę. Witam cię Rosalio – powtórzył i popisał się swoją perfekcyjną grą aktorską poprzez ukłon. –Jak panience dzisiaj mija dzień?
-Dziękuję, bardzo dobrze- uśmiechnęła się, a on parsknął śmiechem. Brunetka zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
-Cieszy mnie to.
-Widziałam jak ciężko pracowałeś i pomyślałam, że może zechciałbyś zostać na obiad? Moich rodziców nie ma w domu, tak jak Olivera. Dotrzymasz mi towarzystwa.
-A Oliver to dla ciebie kto? – zapytał marszcząc brwi. Wytarł rękawem swojego obciachowego stroju farmerskiego spocone czoło i spojrzał na nią wyczekująco.
-Mój chłopak. – odpowiedziała jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Blefujesz.
-Raczej nie.
-Oh Rose, to mamy problem – zaśmiał się Calum, a ona zignorowała sposób w jaki ją nazwał. –Mogę się jeszcze wycofać z naszej umowy?
-Dlaczego? – zapytała i spojrzała na niego smutnym wzrokiem. –Chodzi o to, że on jest twoim szefem?
-Yyy tak. Jak dowie się, że spędzasz ze mną czas czy cokolwiek innego ze mną, to następnym razem zmusi mnie do sprzątania waszych łazienek albo stajni konnych.
-Nie dowie się – powiedziała szybko. Nie chciała, żeby Calum wycofał się z ich umowy, ponieważ jej największym marzeniem było poznać inne życie. On był jej jedyną nadzieją. –Obiecuję ci to.
-Wolę nie ryzykować.
-Proszę cię, Calumie –poprosiła błagalnie. Brunet tylko zacisnął mocniej usta i uniósł wzrok do nieba.
-Dobra, niech będzie –zgodził się, co spotkało się z jej uśmiechem.
-Zechcesz zjeść ze mną obiad?
-A co macie?
-Krewetki.
-Tego świństwa nie tknę nawet szczotką do kibla – powiedział podnosząc narzędzia z trawy.
-Jesteś zbyt wulgarny –stwierdziła zdenerwowana.
-A ty jesteś zbyt obciachowa –odgryzł się, po czym podniósł na nią spojrzenie. Po kilku sekundach odwrócił wzrok, bo nie mógł znieść jej zbitego wyrazu twarzy. Dopiero później zrozumiał, że mógł ugryźć się w język. – Okej, mam pomysł. Pójdźmy coś zjeść do miasta. Posmakujesz czegoś nowego – zaproponował. Ona smutna spuściła głowę, po czym delikatnie skinęła głową.
Pierwszy raz w życiu Calum miał wyrzuty sumienia przez to, że kogoś uraził.
*
            Rosalia siedziała na kanapie w jednym z barów naprzeciwko Caluma. Oddzielał ich jedynie stolik, a ich kolana co chwila pod nim stykały się ze sobą. Wygładziła swoją spódniczkę i rozejrzała się po wystroju. Według niej był bardzo biedny i wręcz ubogi. Dziewczyna nigdy nie przebywała w miejscach tego typu; na obiady i kolacje wychodziła czasem to wyniosłych restauracji, ale nigdy nie jadła w przydrożnych barach. Czekała na zamówienie złożone przez Caluma w nerwach. Miała nadzieję, że nie będzie miała odruchu wymiotnego, kiedy zobaczy co ma na talerzu. Zrobiłaby sobie tylko wstyd, a Calum by się z niej naśmiewał do końca życia.
-Nie musisz się stresować – oznajmił cicho brunet studiując menu. –Nie dostaniesz na talerzu głowy świni.
Rosalia uśmiechnęła się nerwowo i odwróciła od niego wzrok. Poczuła gorące podmuchy powietrza, więc pozwoliła sobie na rozpięcie jednego guzika koszuli pod samą szyją. Po chwili zobaczyła młodego chłopaka z czerwonym fartuchem, który postawił jedzenie na stoliku. Uśmiechnięty życzył gościom smacznego i odszedł do innych klientów.
-Więc Rose-
-Rosalia –przerwała Calumowi, co on skwitował przewróceniem oczami.
-To jest hamburger – powiedział biorąc w dłonie bułkę. Brunetka z lekkim obrzydzeniem popatrzała na danie. –W środku jest mięso, ser, sos i surówka.
-Jakie mięso i jaki rodzaj sera? Z czego jest surówka?
-Mięso ze zwierzęcia, ser z mleka, a surówka z warzyw – odpowiedział ze znudzeniem, a ona zgromiła go spojrzeniem.
-Wiesz, że nie to miałam na myśli – powiedziała urażona.
-Nie wiem jaki to jest rodzaj sera! Idź zapytaj się w kuchni, jeżeli ta wiedza jest ci potrzebna do życia –odparł sfrustrowany, jednak kiedy zobaczył jak Rose podnosi się z miejsca, od razu pociągnął ją za rękę z powrotem na jej miejsce. –Narobiłabyś sobie wstydu.
-Chce to wiedzieć –powiedziała poprawiając swoją marynarkę. Calum westchnął ciężko.
-Spójrz. Ja jadłem tego hamburgera tysiąc razy i żyje. Nie umrzesz od tego, serio. Weź go do rąk.
-Nie mamy sztućców? –zapytała wodząc wzrokiem po stole. Calum przymknął oczy i nabrał powietrza do ust, żeby tylko nie wybuchnąć. Brakowało mu cierpliwości.
-Po prostu weź go do rąk. Tak jak ja.
Dziewczyna z niechęcią zrobiła to, co kazał i spojrzała na swoją bułkę.
-I teraz ugryź – powiedział i sam uczynił to. –Tak jak ja.
Rosalia z całych swoich sił starała się po prostu nie wyjść z lokalu i wzięła małego gryza.
-Opuść małe palce w dół – poinstruował ją.
-Dlaczego? –zapytała, a Calum zaśmiał się.
-Bo normalni ludzie tak nie jedzą. A ty chyba chciałaś poznać właśnie normalne życie, prawda?
Rose nie powiedziała już na ten temat ani słowa, tylko uczyniła to o co prosił Calum.
-To ma milion kalorii –stwierdziła po chwili. – Mój dietetyk mnie zamorduje.
-Masz dietetyka? W jakim celu? – zapytał Calum marszcząc brwi.
-Żebym utrzymywała idealną wagę –stwierdziła biorąc kolejnego kęsa swojego dania, które nie skradło jej serca, jednak przyznała, że nie jest najgorsze.
-Wyglądasz jak porcelanowa lalka, ale okej. Czemu nie zdejmiesz tej marynarki? Na dworze jest z 50 stopni.
-Pod spodem mam krótki rękaw, więc nie mogę.
-Chyba o to chodzi. Dziewczyno, nabawiasz się hipertermii – powiedział będąc zaskoczonym, że takie słowo znajduje się w jego słowniku.
-Będę miała odkryte ręce.

Calum już nic nie powiedział tylko skwitował to cichym westchnięciem. Siedział naprzeciwko Rose obserwując ją jak jadła. Minęło chyba pół godziny, ale ona brała tak małe kęsy, że jeszcze nie skończyła swojej porcji. Brunet zastanawiał się w tym czasie, co ma zrobić, żeby życie tej dziewczyny zmieniło się, skoro żyje ona pod takim rygorem. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za spóźnienie x Dziękuję osobom, które czytają : ) 

2 komentarze:

  1. Super rozdzial <3 czekam na nastepny z niecierpliwoscia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D Ciesze sie ze pokazujesz nam zachowania i charakter bohaterow
    Czekam na nastepna ;)

    OdpowiedzUsuń