-Dzisiaj
jest taki śliczny dzień – powiedział dziadek Caluma, kiedy oglądał telewizję.
Calum w tym czasie przyrządzał w kuchni gofry, ponieważ Ernest je uwielbiał.
-Jest
naprawdę gorąco na dworze – dodał chłopak, po czym usiadł obok swojego dziadka.
Stan mężczyzny
w ostatnich dniach naprawdę poprawił się. Mógł chodzić o jednej kuli, więcej
spacerował, a Calum nie bał się zostawić go na dłużej samego w domu. Odciążyło
go to psychicznie, ponieważ nie zamartwiał się tak bardzo i było mu lżej na
sercu.
-Masz
jakieś plany na dzisiaj? – zapytał. Calum westchnął ciężko i skinął głową.
-Mój
szef załatwił mi dzisiaj jakąś pracę na ogrodzie u państwa Bloom. Pójdę,
pieniędzy nigdy za wiele – zaśmiał się, jednak w rzeczywistości kipiał złością.
-Masz
rację, szkoda jednak że do tego doszło. Musisz pracować sześć dni w tygodniu,
żeby utrzymać starego dziadka.
-To
nie tak – powiedział szybko brunet. –Po prostu wszystko jest teraz takie
drogie; w sklepach produkty podrożały, paliwo poszło do góry… Trzeba na to
zarobić. Nie martw się dziadku, radzę sobie doskonale – zapewnił dziadka
uśmiechem. – Ale jak wrócę z pracy to może pojedziemy na spacer na plaże?
Dziadek
Calum uśmiechnął się na te słowa i skinął głową. Calum odwzajemnił jego gest,
po czym podniósł się z miejsca.
-Gofry
są już gotowe, a ja muszę niestety lecieć. Praca czeka – zaśmiał się i pożegnał
z dziadkiem, po czym opuścił dom.
Calum nie mógł uwierzyć w to, jaką
pracę musi dzisiaj wykonać. Co jak co, ale nigdy nie spodziewał się po Oliverze
czegoś takiego. Wiedział, że chłopak go nienawidził z niewiadomych mu przyczyn,
jednak nie sądził, że aż tak bardzo.
-No
Hood, nie ociągaj się –usłyszał głos swojego szefa. Zacisnął tylko mocniej
pięści i usta, żeby nie zrobić nic głupiego. –Te fontanny same się nie
wyszorują.
-Mogę
je wyszorować twoją mordą? – mruknął pod nosem, na co chłopak odwrócił się.
-Masz
coś jeszcze do powiedzenia? – zapytał krzyżując ręce na wysokości klatki
piersiowej.
-Ależ
oczywiście, że nie – uśmiechnął się najsztuczniej jak potrafił. Oliver tylko
prychnął pod nosem i odszedł.
Calum
westchnął z rezygnacją po czym sięgnął po jedną ze szczotek. Podszedł do ogromnej
fontanny i zaklął kilka razy pod nosem, co spotkało się ze spojrzeniem jednego
z mężczyzn, który właśnie przesadzał kwiaty. Brunet przymknął oczy i nabrał do
ust powietrze, po czym wypuścił je głośno. Z ogromną frustracją zaczął
wykonywać swoją pracę co rusz przeklinając, chcąc pozbyć się uczucia złości
wypełniającego go, jednak nie pomagało mu to. Calum chciał jak najszybciej
skończyć swoją pracę, dlatego robił wszystko
dziesięć razy szybciej niż powinien. Czuł przeszywający ból w ramionach
od gwałtownych ruchów i w skroniach przez padające słońce prosto na jego
nieokrytą głowę. Kiedy wyszorował, wypolerował i bóg wie co jeszcze zrobił z
pomnikami od razu padł na trawę. Położył się na plecach i oddychał ciężko chcąc
odzyskać czucie w rękach. Przysłonił dłonią oczy, aby osłonić je przed rażącymi
promieniami słońca. Cieszył się, że Olivera i państwa Bloom nie było w
rezydencji, bo natychmiast zostałby podniesiony z powrotem na nogi.
Po
kilkunastu minutach podniósł się do pozycji siedzącej i oparł łokcie na
kolanach. Uniósł głowę do góry i zobaczył stojącą na werandzie Rosalię.
Westchnął cicho i spuścił głowę. Nie wiedział dlaczego zgodził się na bycie
przewodnikiem po życiu dziewczyny. Może chciał po prostu pokazać jej, jak
bardzo może być ciekawe, szczęśliwe, ale też brutalne? Nie wiedział, co nim
wtedy kierowało.
-Dzień
dobry, Calumie – usłyszał jej głos. Podniósł się do pozycji stojącej i spojrzał
na nią. Ubrana była tak jak zwykle. Skromnie i obciachowo. Co najmniej jakby
miała pięćdziesiąt lat.
-Cześć
Rose – uśmiechnął się do niej uwodzicielsko, a ona zacisnęła mocniej
usta.
-Nie
znam żadnej Rose.
-Przepraszam
panienkę. Witam cię Rosalio – powtórzył i popisał się swoją perfekcyjną grą
aktorską poprzez ukłon. –Jak panience dzisiaj mija dzień?
-Dziękuję,
bardzo dobrze- uśmiechnęła się, a on parsknął śmiechem. Brunetka zmarszczyła
brwi w niezrozumieniu.
-Cieszy
mnie to.
-Widziałam
jak ciężko pracowałeś i pomyślałam, że może zechciałbyś zostać na obiad? Moich
rodziców nie ma w domu, tak jak Olivera. Dotrzymasz mi towarzystwa.
-A
Oliver to dla ciebie kto? – zapytał marszcząc brwi. Wytarł rękawem swojego
obciachowego stroju farmerskiego spocone czoło i spojrzał na nią wyczekująco.
-Mój
chłopak. – odpowiedziała jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Blefujesz.
-Raczej
nie.
-Oh
Rose, to mamy problem – zaśmiał się Calum, a ona zignorowała sposób w jaki ją
nazwał. –Mogę się jeszcze wycofać z naszej umowy?
-Dlaczego?
– zapytała i spojrzała na niego smutnym wzrokiem. –Chodzi o to, że on jest
twoim szefem?
-Yyy
tak. Jak dowie się, że spędzasz ze mną czas czy cokolwiek innego ze mną, to
następnym razem zmusi mnie do sprzątania waszych łazienek albo stajni konnych.
-Nie
dowie się – powiedziała szybko. Nie chciała, żeby Calum wycofał się z ich
umowy, ponieważ jej największym marzeniem było poznać inne życie. On był jej
jedyną nadzieją. –Obiecuję ci to.
-Wolę
nie ryzykować.
-Proszę
cię, Calumie –poprosiła błagalnie. Brunet tylko zacisnął mocniej usta i uniósł
wzrok do nieba.
-Dobra,
niech będzie –zgodził się, co spotkało się z jej uśmiechem.
-Zechcesz
zjeść ze mną obiad?
-A co
macie?
-Krewetki.
-Tego świństwa
nie tknę nawet szczotką do kibla – powiedział podnosząc narzędzia z trawy.
-Jesteś
zbyt wulgarny –stwierdziła zdenerwowana.
-A ty
jesteś zbyt obciachowa –odgryzł się, po czym podniósł na nią spojrzenie. Po
kilku sekundach odwrócił wzrok, bo nie mógł znieść jej zbitego wyrazu twarzy.
Dopiero później zrozumiał, że mógł ugryźć się w język. – Okej, mam pomysł.
Pójdźmy coś zjeść do miasta. Posmakujesz czegoś nowego – zaproponował. Ona
smutna spuściła głowę, po czym delikatnie skinęła głową.
Pierwszy
raz w życiu Calum miał wyrzuty sumienia przez to, że kogoś uraził.
*
Rosalia siedziała na kanapie w
jednym z barów naprzeciwko Caluma. Oddzielał ich jedynie stolik, a ich kolana
co chwila pod nim stykały się ze sobą. Wygładziła swoją spódniczkę i rozejrzała
się po wystroju. Według niej był bardzo biedny i wręcz ubogi. Dziewczyna nigdy
nie przebywała w miejscach tego typu; na obiady i kolacje wychodziła czasem to
wyniosłych restauracji, ale nigdy nie jadła w przydrożnych barach. Czekała na
zamówienie złożone przez Caluma w nerwach. Miała nadzieję, że nie będzie miała
odruchu wymiotnego, kiedy zobaczy co ma na talerzu. Zrobiłaby sobie tylko
wstyd, a Calum by się z niej naśmiewał do końca życia.
-Nie
musisz się stresować – oznajmił cicho brunet studiując menu. –Nie dostaniesz na
talerzu głowy świni.
Rosalia
uśmiechnęła się nerwowo i odwróciła od niego wzrok. Poczuła gorące podmuchy
powietrza, więc pozwoliła sobie na rozpięcie jednego guzika koszuli pod samą
szyją. Po chwili zobaczyła młodego chłopaka z czerwonym fartuchem, który
postawił jedzenie na stoliku. Uśmiechnięty życzył gościom smacznego i odszedł
do innych klientów.
-Więc
Rose-
-Rosalia
–przerwała Calumowi, co on skwitował przewróceniem oczami.
-To
jest hamburger – powiedział biorąc w dłonie bułkę. Brunetka z lekkim
obrzydzeniem popatrzała na danie. –W środku jest mięso, ser, sos i surówka.
-Jakie
mięso i jaki rodzaj sera? Z czego jest surówka?
-Mięso
ze zwierzęcia, ser z mleka, a surówka z warzyw – odpowiedział ze znudzeniem, a
ona zgromiła go spojrzeniem.
-Wiesz,
że nie to miałam na myśli – powiedziała urażona.
-Nie
wiem jaki to jest rodzaj sera! Idź zapytaj się w kuchni, jeżeli ta wiedza jest
ci potrzebna do życia –odparł sfrustrowany, jednak kiedy zobaczył jak Rose
podnosi się z miejsca, od razu pociągnął ją za rękę z powrotem na jej miejsce.
–Narobiłabyś sobie wstydu.
-Chce
to wiedzieć –powiedziała poprawiając swoją marynarkę. Calum westchnął ciężko.
-Spójrz.
Ja jadłem tego hamburgera tysiąc razy i żyje. Nie umrzesz od tego, serio. Weź
go do rąk.
-Nie
mamy sztućców? –zapytała wodząc wzrokiem po stole. Calum przymknął oczy i
nabrał powietrza do ust, żeby tylko nie wybuchnąć. Brakowało mu cierpliwości.
-Po
prostu weź go do rąk. Tak jak ja.
Dziewczyna
z niechęcią zrobiła to, co kazał i spojrzała na swoją bułkę.
-I
teraz ugryź – powiedział i sam uczynił to. –Tak jak ja.
Rosalia
z całych swoich sił starała się po prostu nie wyjść z lokalu i wzięła małego
gryza.
-Opuść
małe palce w dół – poinstruował ją.
-Dlaczego?
–zapytała, a Calum zaśmiał się.
-Bo
normalni ludzie tak nie jedzą. A ty chyba chciałaś poznać właśnie normalne
życie, prawda?
Rose
nie powiedziała już na ten temat ani słowa, tylko uczyniła to o co prosił Calum.
-To ma
milion kalorii –stwierdziła po chwili. – Mój dietetyk mnie zamorduje.
-Masz
dietetyka? W jakim celu? – zapytał Calum marszcząc brwi.
-Żebym
utrzymywała idealną wagę –stwierdziła biorąc kolejnego kęsa swojego dania,
które nie skradło jej serca, jednak przyznała, że nie jest najgorsze.
-Wyglądasz
jak porcelanowa lalka, ale okej. Czemu nie zdejmiesz tej marynarki? Na dworze
jest z 50 stopni.
-Pod
spodem mam krótki rękaw, więc nie mogę.
-Chyba
o to chodzi. Dziewczyno, nabawiasz się hipertermii – powiedział będąc
zaskoczonym, że takie słowo znajduje się w jego słowniku.
-Będę
miała odkryte ręce.
Calum
już nic nie powiedział tylko skwitował to cichym westchnięciem. Siedział
naprzeciwko Rose obserwując ją jak jadła. Minęło chyba pół godziny, ale ona
brała tak małe kęsy, że jeszcze nie skończyła swojej porcji. Brunet zastanawiał
się w tym czasie, co ma zrobić, żeby życie tej dziewczyny zmieniło się, skoro
żyje ona pod takim rygorem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za spóźnienie x Dziękuję osobom, które czytają : )
Super rozdzial <3 czekam na nastepny z niecierpliwoscia:)
OdpowiedzUsuńSuper :D Ciesze sie ze pokazujesz nam zachowania i charakter bohaterow
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepna ;)